Deaths of Ian Stone, The

Tytuł: The Deaths of Ian Stone
Produkcja: USA, 2007
Gatunek: Horror
Dyrekcja: Dario Piana
Za udział wzięli: Jason – organizator średnio udanej imprezy pożegnalnej swego brata Roba, psychopatka z Dextera oraz recepcjonistka z Casino Royale
O co chodzi: Ian Stone umiera wiele razy

A gdzie masz koszulkę Slusho?

Jakie to jest: Po opisywanym przez nas Mullbery Street czas na recenzję kolejnego uczestnika zeszłorocznego Horrorfest a mianowicie filmu The Deaths of Ian Stone. Mimo, że produkcja pochłonęła jakieś 11 milionów dolarów, a w rolach głównych występują rozpoznawalni aktorzy, horror nie umywa się nawet do wspomnianego na początku Mulberry Street. Prawie amatorski film o opanowanym przez szczurołaki Manhattanie podniósł na Horrorfest poprzeczkę tak wysoko, że nienajgorszemu nawet The Deaths of Ian Stone w tej recenzji się oberwie.

Ian, grany dość nierówno przez Mike’a Vogela (niedawno Cloverfield, niektórzy widzieli go może jeszcze w remake’u Teksańskiej Masakry Piłą Mechaniczną) ma problem. W jednej chwili jest hokeistą, parę minut później coś go morduje, wyrywa wnętrzności, a martwego pozostawia na mokrym asfalcie. W następnym ujęciu Ian budzi się w biurze, deadline goni, a wydarzenia „poprzedniej” nocy wydają się tylko sennym koszmarem. Bardzo realnym zresztą, gdyż śmierć zaraz ponownie upomni się o Iana, a ten ponownie obudzi się w innym życiu. Pamięta niewyraźnie poprzednie wcielenia ale zawsze, na miejscu, znajdzie się ktoś, kto mu wytłumaczy te „przewidzenia”. Wygodnie dla scenariusza, mniej dla widza. Jedynym wspólnym elementem kolejnych wcieleń Iana jest śliczna Jenny: raz pojawia się jako jego dziewczyna, kiedy indziej pracowniczka pomocy społecznej, pielęgniarka, etc. Szczęśliwie dla Iana, autor scenariusza umieścił również w filmie starego dziada, który pojawi się gdzie trzeba i szybko wyjaśni młodemu wszelakie tajemnice.

Powiększyła sobie cycki po Dexterze?

Mimo mojego kpiarskiego tonu początek filmu bardzo podobał mi się. Zabawa tajemniczą historią Iana szybko wciągnęła. Niestety każdy, nawet interesujący, horror trzeba jakoś zakończyć i w tym momencie całą intrygującą wizję filmu szlag trafił. O ile scenarzysta (Brendan Hood) miał pomysł jak zawiązać akcję to słowo daję, absolutnie nie wiedział jak ją rozwinąć i zakończyć. A już premier Miller mawiał, jak prawdziwego mężczyznę rozpoznać mamy.

Początkowa ciekawość losów Iana Stona z kolejnymi minutami przechodzi w irytację, przede wszystkim wszechobecną kliszą. Fabuła jest krzyżówką Dnia Świstaka (notabene ulubionej przygody mojego mistrza gry, jak i myślę wielu innych) oraz Matrixa. O ile motyw zapętlenia sam się jeszcze broni, to zżynanie z Matrixa powinno być już karalne. Lata minęły od premiery, a niektórzy wciąż próbują sprzedać matrixowy design. Dalej: rażą w filmie liczne dziury w scenariuszu. Mam wrażenie, że to rażenie z wiekiem przychodzi i nie są to tym razem przebyte kilometry: za dużo wokół Iana zbiegów okoliczności, dziadów pomocnych, Jenny jest nadto ufna a motyw działania potworów jest mocno dla mnie niezrozumiały. Filmowi nie pomaga też druga z powtarzających się bohaterek, Medea. Grana słabo przez Jaimie Murray (dla obrony panny dodam, że JJ Adams ją chwalił w Dexterze) prawie każdym dialogiem, mimiką omylnie braną za aktorstwo, matrixowym wdziankiem rujnowała każdą scenę. Może to i nie jej wina, nie pisała sobie sama dialogów, ale i totalnie sztuczne monologi można umiejętnie zagrać. Przypadła jej również w udziale najbardziej niepotrzebna scena filmu, a mianowicie tortur.

Zdziwko, co?

No właśnie, demony aka Harvestery. Nieśmiertelne bestie mordujące raz za razem Iana. Potwory żywiące się ludzkim strachem i śmiercią, niewidzialne dla zwykłego śmiertelnika, zawsze przy nas. Bez skrzywienia łyknął bym jeszcze te brednie, gdyby nie ich ludzkie wcielenia, które wypadają mega słabo. Aktorstwo odtwarzających ich gości sprowadza się do ponurego wyglądu i robienia przebiegłych min – mało licując z demoniczną formą. Dobrze, że tylko sporadycznie miewają dialogi.

Na do widzenia wypada jakoś lotnie i błyskotliwie całość podsumować, a upartemu czytelnikowi, który dotarł aż tutaj polecić lub odradzić powyższy tytuł. I mam problem. Z jednej strony pierwsze 30 minut było OK, prawie non stop akcja, żadnych dłużyzn. CGI przeciętne (jakoś nigdzie nie widziałem tych 11 baniek budżetu), ale historia mogła się podobać. Potem już słabiej a końcówka, gdzie po raz kolejny ktoś z Hollywood próbował mnie przekonać, że miłość zwycięża wszystko, a ja puściłem pawia, kładzie całość na łopatki. Bądźmy szczerzy, widziałem setki gorszych horrorów, a film nie jest zupełnie zły – mam tylko ogromny żal do świata, że po raz kolejny, potencjalnie ciekawy pomysł ma epę na góra 30 minut scenariusza. I tak film, który mógłby być nawet drugim Dark City dołącza do puli przeciętnych, mało strasznych, kiepsko zagranych horrorów.

Ocena (1-5):
Atmosfera: 3
Gore: 3
Akcja: 4
Fajność: 3

Cytat: Again?

Ciekawostka przyrodnicza: Pomysł przeżywania wciąż tego samego dnia przypisuje się Friedrichowi Nietzsche. W swojej książce „’The Gay Science'”, Nietzsche opisuje przypadek mężczyzny, który przeżywał wciąż ten sam dzień. Ian Stone nie jest bohaterem ciągle tego samego dnia, ale jego historia jest mocno podobna.

Od Commandera J.J. Adamsa:
Wrażenia analogiczne: początek klimatyczny i intrygujący, a potem stary dziadek wyjaśnia wszystko banalnie i następuje cała seria śmierci Iana, które nic nie wnoszą. Motywacja demonów jest niezrozumiała, ponieważ ich działanie raczej oddala je od celu, niż do niego zbliża. Początkowa tajemniczość ustępuje banalnej dosłowności, nazywania po oklepanym imieniu, a w końcu – waleniu się po mordach. Do tego nieudolne naśladownictwo Hellraisera i epatowanie słabymi „protezami kończyn” Harvesterów (i to Stan Winston był producentem!). Tym niemniej design i wykonanie CGI samych kreatur jak dla mnie całkiem fajne i nowatorskie. Tym niemniej kolejny przypadek, gdzie zaczęto kręcić film, zanim go do końca wymyślono.

Written by: garret

 

Komenty FB

komentarzy

Komercha

3 Komentarze(y) na Deaths of Ian Stone, The

  1. ciekawe jest to, że ta recka była już tutaj parę dni temu potem zniknęła, a teraz jest znowu ;]

    robicie nam osobisty dzień świstaka? 😛

  2. Umarła i ożyła. Jak Ian Stone.

  3. Tutaj odchodzą jakieś zakonspirowane świństwa.

    UWAGA!!!

    Komandor posiada tajną wiedzę na temat przyszłych wydarzeń. Wiem tylko, iż chodzi o rok 2010 i liczbę 23!!!

Dodaj komentarz