Rambo

Tytuł: Rambo
Produkcja: USA, 2008
Gatunek: Rambo
Dyrekcja: Sly Stallone
Za udział wzięli: Sam Sly, Darla i inni serialowi aktorzy
O co chodzi: Rambo jedzie uwolnić jeńców. Strzelanina.

Cześć, stary!

Jakie to jest: Rambo Pierwsza Krew to film stanowiący dla mnie synonim początku ery video. W pewnym momencie odnosiłem nawet wrażenie, że jest on dodawany do każdego sprzedawanego magnetowidu jako przykład tytułu, którego w żaden inny sposób nie można było obejrzeć (przynajmniej w PRLu). I teraz, po dwóch sequelach i kilkunastu latach nadchodzi legendarny Rambo IV (czyli sam Rambo, acz u nas, co ciekawe – John Rambo, łącznie z angielskim tytułem na ekranie). I nie jest to ani starcie ze złym Jackie Chanem, ani polowanie w Afganistanie na Osamę. Po kilku prawie-pewnych wersjach dalszego rozdmuchania sagi o Rambo, wraca ona do korzeni.

Nasz John Rambo żyje sobie ponownie w Tajlandii, wiodąc nadspodziewanie mało ekscytujący żywot łapacza niebezpiecznych węży. Aż tu nagle zjawia się u niego grupa humanitarnych misjonarzy (nie mylić z humanitarnymi woluntariuszami) pragnąca udać się do szarpanej wojną domową Birmy. Po dłuższych namowach światopoglądowych Rambo zgadza się zawieźć ich tam swoją łodzią Po różnych przygodach rzecznych wysadza ich na miejscu i wraca – jednak nasi naiwni misjonarze zostają w międzyczasie pojmani przez żołdaków birmańskiej junty i słuch po nich ginie. Zaalarmowany Rambo musi kolejny raz jechać wyciągnąć kogoś z obozu. Tyle już wiecie z trailerow.

Drużyna R

Tytuł „Rambo” w potocznym języku oznacza na ogół (dość niesłusznie) chaotyczną i obfitą strzelaninę. Jednak tutaj od pierwszych sekund zauważamy, że mamy do czynienia z filmem, który pragnie coś powiedzieć – na początek np. zwrócić uwagę na jatki, jakie urządza swoim mniejszościowym obywatelom reżim birmański. Przygrywkę do tego stanowi montaż archiwalnych zdjęć z Birmy, a potem już kilka grubych scen w samym filmie. Zobaczycie tu najbardziej brutalny zajazd wojska na ludność wiejską, jaki potraficie sobie wyobrazić – z podpaleniami, rozstrzeliwaniem kogo popadnie, łącznie z kobietami i małymi dziećmi, gwałtami, obcinaniem rąk i przepędzaniem wieśniaków przez pole minowe, a na koniec – rozstrzeliwaniem biegnących uciekinierów z .50 cal, nie zapominając też o akcentach pedofilskich. Nie jest to więc zatem nasz typowy Rambo II lub III koszący bataliony przygłupich, krzykliwych Ruskich – tu mamy bardzo poważnie (może aż zbyt poważnie) potraktowaną tragedię birmańskich Karenów prześladowanych przez armię rządową. To dość dalekie odejście od przemocy na poziomie pijawek w wietnamskim obozie czy ramy łóżka „Sasza, podkręć”. Stallone, jedyny tym razem autor filmu, nie epatuje przy tym przemocą dla przemocy, jak uczynili np. twórcy AVP2. Postanowił najwidoczniej, że jeśli Rambo ma być czymś więcej niż kolejnym filmem akcji, musi być wstrząsający. Cykl musi odejść z kopem.

Na pierwszy rzut oka może się wydawać że, ten film to ambitniejszy remake Rambo III. Mamy tu podobny schemat: Tajlandia>Rambo kogoś zostawia>ten ktoś zostaje złapany>akcja uwalniania z obozu>megabitwa z udziałem lokalnego ruchu oporu. Niewykluczone, że koncepcyjnie trójka miała być tak samo „aktualnym” i „coś mówiącym” filmem jak nowy Rambo – ale na koniec wyszło z niego plastikowe komercyjne pif-paf. Nic dziwnego zatem, że Stallone postawił na hardkor i ideowy powrót do „jedynki”. Nasz John nie epatuje tu swoją klatą, nie mamy epicznych pogoni helikopterowych czy wyścigów czołgów. Nowy Rambo to, podobnie jak Pierwsza Krew, film wręcz kameralny, przypominający ją w samym klimacie i wizualnie. Najważniejszym jednak nawiązaniem jest tu powrót to etosu wojownika, jakim jest tytułowy bohater. Żołnierza, który uważa, że naturalnym stanem dla ludzkości jest wojna i trzeba tylko spokojnie przeczekać krótkie okresy pokoju między nimi. Podobnie jak wykładowcy w „Kawalerii Kosmosu”, wydaje się on podzielać pogląd, że przemoc rozwiązała więcej problemów w historii ludzkości niż jakakolwiek inna metoda… Jest człowiekiem, dla którego zabijanie jest najnaturalniejszym z odruchów – jednak który nie zabija za pieniądze czy dla czyichś idei – ale ze swojego własnego przekonania. Można to oczywiście uznać, za dorabianie na silę ideologii do Rambo, ale dla tej akurat postaci i tej fabuły ideologia ta sprawdza się znakomicie. I przekonują się o tym nasi misjonarze, naiwni przyjaciele całego świata, kiedy nagle zderzają się z pełnym impetem birmańskiej wojny domowej – okazuje się, że chrześcijańskie dobre serce nie zawsze rozwiąże problem i zło nie zawsze da się pokonać dobrem. Zanim film dobiegnie końca, nasi woluntariusze zobaczą, że czasem zło trzeba po prostu zajebać.

Trigger-happy

Stallone nie próbuje oczywiście przeintelektualizować filmu – podobnie jak Rocky, zarówno w swoich lepszych jak i gorszych przygodach pozostawał konsekwentnie tą sama postacią, tak samo i tym razem widzimy tego samego co zawsze Johna Rambo. Mrukliwego, wyrażającego swoje one-linerowe mądrości i z charakterystycznym skrzywieniem ryja. Ten Rambo ponownie najbardziej przypomina nam chłopaczka z Pierwszej Krwi – ze swoim prostym, może naiwnym, ale teraz już dojrzalszym światopoglądem. Warto dodać, że do klasyki Rambo I nawiązuje również muzyka – nie zdążył jej niestety już skomponować Jerry Goldsmith, jednak wierny naśladowca Brian Tyler przyzwoicie wykonał swoją robotę.

Ciekawe jest, jak te wszystkie motywy ideowe sprawnie splatają się z samą akcyjką – i jak jedno nie może istnieć w filmie bez drugiego. Nasz podstarzały komandos nie jest psychopatycznym zabójcą i zanim powali pierwszego przeciwnika stara się uniknąć eskalacji przemocy. Nie przechodzi on jednak też nagłej przemiany ze spokojnego rolnika w killera – Rambo po prostu zawsze był przede wszystkim żołnierzem i kiedy kończy się dla niego kolejny okres pokoju bierze broń, wykuwa sobie nową maczetę (ponownie w rimejku usuniętej sceny z trójki) i całkowicie naturalnie wyrusza na wojnę. Nie musicie więc obawiać się kolejnej Cienkiej czerwonej liniiRambo to przede wszystkim… Rambo. Nadal mamy wypasione strzelaniny z masą przeciwników, fajne bronie, głównego złego i cały tłumek birmańskiej armii rządowej, która popełniła poważny błąd fikając do Ramba. A ten serwuje swoim oponentom pełen wachlarz zabójstw bronią palną, białą i gołymi rękami. I to w sposób niespotykanie dotąd u niego brutalny – w programie mamy obcinanie głowy maczetą, rozstrzeliwanie enemy z działka, przestrzeliwanie głów z łuku… Tym niemniej idea cyklu pozostaje stała: żaden przeciwnik nie ma szans z Johnem Rambo.

Wkrótce na Nordconie zamiast Udusia

Tym razem naszemu killerowi towarzyszy jednak oddział najemników, który dostał odgórne zlecenie odbicia jeńców. Najemnicy ci, mimo że stanowią typowo hollywoodzką zbieraninę misfitów, na szczęście okazują się w miarę kultowymi postaciami, kultowo uzbrojonymi na miarę eki z Predatora. I mimo, że w akcji pierwsze skrzypce gra, rzecz jasna, John R. nasi wojacy również mają parę słów do powiedzenia podłemu wrogowi i każdy z nich stanowi dość barwną postać.

Przy okazji: obsada opiera się głównie na aktorach telewizyjnych, co jednak nie jest problemem – z jednym wyjątkiem. Mianowicie Julie Benz – jedynej kobiety w tym całym bałaganie, która w dodatku odpowiada za namówienie Johna Rambo na podwózkę do Birmy. Jest to osoba, której cała rola sprowadza się głównie do płaczu i płaczliwych krzyków, mających zapewne z założenia być głęboko emocjonalnymi. Moja rada dla pani Benz: proszę zostać w Dexterze.

Każdy, kto widział Rocky’ego Balboa wie już, że Stallone nieźle się trzyma (w każdym razie wizualnie i pewnie z małą pomocą farmacji i chirurgii). Choć już bez gołej klaty, nadal potrafi zagrać bardzo fizycznie – i nie oszukujmy się, że jego postawa czy gesty to są tak całkiem proste rzeczy do zagrania… Generalnie Stallone zestarzał się lepiej niż Willis czy Arnold, nie mówiąc o Harrisonie Fordzie… Stąd nie odczuwamy specjalnego dyskomfortu oglądając go w scenach akcji: nadal w stosownych momentach jest on nader sprawny i szybki.

Mimo całej hardkorowej i intelektualnej oprawy film nie ustrzegł się kilku słabości cyklu. Po pierwsze, co tu dużo gadać, enemy nadal są dość plastikowi i nie stanowią wybitnego zagrożenia dla Ramba: idą karnie pod nóż i lufę, rozpadając się w obfitych fontannach krwi i bebechów. Również oczywiście okazuje się, że dobrzy partyzanci to super świetni wojacy, a rządowe wojsko to zdemoralizowane dupy wołowe. W filmie również mamy tak naprawdę tylko jedną konkretną strzelaninę, której zresztą większość Rambo spędza statycznie stojąc za działkiem (coż – starość nie radość). Co prawda, oprócz tego też mamy fajną scenę pościgu po lesie, łącznie z zastawianiem pułapek itp. – ale tak naprawdę fabuła jest megaliniowa i ultra schematyczna. Wpływa to też na żenująco krótki czas trwania samego filmu – niecałe 1,5h.

Tym niemniej John Rambo to chyba najlepsze, co mogło spotkać fanów cyklu. Powraca więc on – i zamyka znakomicie sagę – w doskonałej formie. Ciężko wyobrazić sobie lepszy film na Dzień Kobiet.

Ocena (1-5):
Etos żolnierza: 5
Brutal: 5
Powrót to źródeł: 4
Fajność: 5

Cytat: God didn’t save you, we did.

Ciekawostka przyrodnicza:

Written by: Commander John J. Adams

 

Komenty FB

komentarzy

Komercha

24 Komentarze(y) na Rambo

  1. Ej, ta tabelka rozpierdala : D

  2. Mam podobne odczucia – film o pół godziny za krótki a lasia Dextera pod batutą reżysera Stallone potrafiła tylko drzeć płaczliwie mordę aż chciało się żeby chwyciła kałacha 😉 Z drugiej strony jak ktoś gdzieś napisał:
    "Główny szwarccharakter jest komuchem, jest kolorowy, do tego jest gejem za to ci dobrzy są biali, hetero i do tego chrześcijanie. Na dodatek Rambo niszczy drzewa w lesie z wkm więc od ekologów też mu się dostanie." generalnie tzw. lewacy będą niepocieszeni 😉

    Mały budżet było widać w kulejących nieco efektach komputerowych ale i tak film rządzi. Scena z łukiem dla mnie megakultowa.

  3. Moim skromnym zdaniem nowy Rambo to prawdziwa rewelacja. Nie sądziłem, że będzie aż tak dobry. Jedyny minus to czas – nie licząc napisów końcowych film ma chyba tylko godzinę i kilkanaście minut.
    Tabelka faktycznie rozpierdziela.

  4. Dobre kino. Generalnie lubie gdy Ci dobrzy rozpieprzaja tych złych.

    Ten tallboy miał niezła epę. Natomiast pani Denz to absolutna tragedia. Barbi Maripoza ma wieksza ekspresje i wiecej talentu. Balem sie na poczatku ze film nie da rady.

  5. Dodam jeszcze że film nie pozostawia obojętnym. Ci którzy go widzieli dzielą się na tych mówiących "o kur*a ale czad!" i "o kur*a ale gówno!" Zdań podzielonych brak 😉

  6. czyli jak wiekszosc dobrych filmow dzieli odbiorcow na tych ktorzy go zrozumieli i tych ktorzy nie zrozumieli 😛

  7. aż się zaśmiałem z samego siebie, kiedy już przychodzą partyzanty i ten przewodnik w bandamce zaczyna skakać przez gałęzie, fikołki robić i strzelać, a mnie przez myśl przeszło 'jaki Rambo.'

  8. Film musze przyznac mnie poruszył, np. okrucienstwo przedstawione tak ze nie pozostawia widza obojetnym (a widzialo sie juz w zyciu przeciez wiele roznych filmow).

    A i dodatkowo wrocily wspomnienia z lat gdy na osiedlu Rambo1 mial tylko jeden kolega, bo tylko jedyny mial "wideo" i ten jeden film…

    Jednym zdaniem
    Sylwek po zjebanej 3 czesci – czworka zrehabilitowal kultową postac!

  9. "Cykl musi odejść z kopem." – to chyba nie do końca prawda, bo ponoć Sly napomknął coś, że będzie Rambo 5 w Afryce (np. w Darfurze), skoro już jesteśmy przy nagłaśnianiu ludobójstwa.

  10. Komandorze a czemu nie było nic więcej o kultowej postacia sapera?

  11. Stallone parokrotnie zdementował pomysły Weinsteinów na Rambo 5.

    Na dyskusję zapraszam na nasze nowonarodzone FORUM:
    [URL]http://zakazanaplaneta.pl/forum/viewforum.php?forum_id=22[/URL]

  12. To i ja dorzucę moje wrażenia, świeżo po powrocie z Birmy, eeee, kina 😉
    SLY jesteś Wielki, nie wierzyłem, że trailer naprawdę zapowiada najlepszą część RAMBO i nie wiem czy nie najlepszy film jaki Sylwek nakręcił. Ogromny szacun za bezkompromisowść, za Rambo w iście Grindhouse'owym stylu, za 200% Rambo w Rambo, za brutality większe chyba niż w Kill Billu, za kultowe teksty (Go Home, Fuck the World, Let's Move, We are what we are, God didn't save you, we did itd. ), za klimat, za brak amerykańskiej flagi, za to że po tych 91 minutach siedzieliśmy jeszcze do końca napisów czekając, że a nóż coś się jeszcze pojawi i tu właśnie 1 minus, ten film jest za krótki !!! W życiu nie pomyślałbym, że będę miała za złe (oczywiście w cudzysłowie) Sylwkowi, że jego film nie trwa dłużej !!?? A teraz tak, ocena dla fanów, koneserów 9,5/10, ocena dla innych spragnionych wojennej masakry 8/10, ocena dla krytyków-pedałów 1/10 (wiadomo za co;) i nie idźcie na ten film, bo go nie zrozumiecie !!! Powiem szczerze, że mam nadzieję na R5, oby !!! I nie, nic nie brałem przed czy po filmie, po filmie tylko jedno piwko czyli powyższe napisałem w pełni władz umysłowych i na poważnie 🙂 PO-LE-CAM !!! Jeszcze raz SLY, respect !

  13. Zgadzam się, że świetne kino na Dzień Kobiet, chociaż w damskiej toalecie kinowej przeważały dyskusje o Lejdis, oczywiście. Pozwolę sobie dorzucić (bo Commander nie uwzględnił moich głębokich przemyśleń!), że Sarah odegrała w filmie bardzo symboliczną i kluczową rolę. Zasadniczo cała jatka rozegrała się przez nią i z jej powodu (co okazuje się brutalne zwłaszcza w obliczu jej chęci ratowania świata). Taka dygresja na Dzień Kobiet właśnie;)

  14. Sly about Rambo 5 "I would like to take Rambo to another genre,experiment a little with the character.It would definitely not be another warmovie, cuz I can't go any further with that than what I've already done. What it's going to be like I'm not going to reveal at this point. But I'm already halfway though writing the manuscript".

    Z tym dementi to roznie jest 🙂 Kasa to kasa.

  15. Ale SLY ma przynajmniej świadomość, że w 5-tce nie może zrobić kalki 4-ki tylko musi pójśc w nowym kierunku. Swoją drogą ciekawe czy będzie wersja UNRATED John'ego Rambo ?!?! 😉

  16. A jednak !!! Podobno ma być 120 minutowa wersja Director's Cut JOHNa RAMBO !!! Yes, yes, yes, już się nie mogę doczekać i mam nadzieję, że nie jest to fake'owy news !!!
    Info z tej strony:
    http://www.film.org.pl/prace/john_rambo.html

  17. podchodził bym z dużą rezerwą do tych rewelacji 🙂

  18. Których o Rambo 5 czy wersji Director's Cut do R4, bo oba info są w dechę 🙂

  19. No właśnie. Z całym szacunkiem dla tej przewspaniałej stronki, ciekaw jestem skąd te rewelacje o wersji reżyserskiej…

  20. Pomimo całej zajebistości, spływającego niczym pot kultu i tym podobnych atrakcji film jednak zostawił potężny niedosyt. Był stanowczo za krótki, a akcja była kiepsko rozłożona. Nie po to oglądałem przez 40min pokrzykiwania misjonarki, żeby zadowolić się akcją przy ckm'ie. A tak się ładnie zapowiadało przy rozwałce w obozie :\

  21. taaa.. latka lecą – pobiegało się po obozie, po lesie, do ckm… i "cała para poszłą w gwizdek". Najbardziej wkrzurzające: blondie-misjonarka/ozdóbka. Najlepsza scena: całę kino zamarło, gdy przez moment wydawało się, że jednak Johny R. ma za mało pary by dokończyć rozwałąkę. Oj cienko wyglądali.. Jest jednak zwarta i gotowa partyzantka! Bez Marusi – kolejny plus, bo jedna marudera wystarczy.. Wypas tabelka – zabrakło tylko rankingu złomu: co wybucha, ile pocisk ów. itp;)
    PZDR dla ofiar amerykańskiego ekspansjonizmu misyjnego

  22. no i za krótki był 🙂 trzy razy musieliśmy puścić sobie finalną strzelaninkę.

  23. z recenzją sie zgadzam i mam podobne co do filmu odczucia a pisze dopiero teraz ,gdyż niedawno przeczytałem ocene filmu na Esensji i trzeba by tam Rambo wysłać ,tak go z błotem zmieszali 😉

Dodaj komentarz