Batman: Gotham Knight

Tytuł: Batman: Gotham Knight
Produkcja: USA, Japonia, 2008
Gatunek: Chińska bajka
Dyrekcja: Masa żółtych ludzików (Shojiro Nishimi, Futoshi Higashide, Hiroshi Morioka, Yasuhiro Aoki, Toshiyuki Kubooka, Jong-Sik Nam)
Za udział wzięli: Oryginalny kreskówkowy Batman (Kevin Conroy), Gary Dourdan, Ana Ortiz
O co chodzi: Japąskie spojrzenie na Batmana, przy okazji łączące filmy Nolana

Niczym Terminator

Jakie to jest: Japończycy dostali do swych małych żółtych rączek jeden z symboli amerykańskiej popkultury, drugiego co do popularności komiksowego superbohatera – Batmana, z zadaniem stworzenia kilku ciekawych i nowatorskich historyjek. Po obejrzeniu tego filmu stwierdzam, że Amerykanie powinni zrzucić na Japonię kolejną bombę atomową. Dlatego, że Batman: Gotham Knight jest filmem słabym, a twórcy z Kraju Kwitnącej Pornografii zbezcześcili ikonę? Nie. Po prostu uważam, że zrzucenie nowej bomby atomowej na Japonię jest wybornym pomysłem.

Całość, trwająca porażające 75 minut, jest podzielona na sześć niezależnych historii, których akcja toczy się pomiędzy nolanowskimi Batman: Begins a The Dark Knight, tworząc przy tym w miarę spójną całość. Za każdą część odpowiedzialny jest inny zespół (oprócz aktorów podkładających głos postaciom), działający pod w miarę czujnym okiem producentów (m.in. Bruce Timm). Epizody powstały w znanych studiach, zajmujących się ciskaniem anime na lewo i prawo, jak Production I.G. czy Madhouse. Kolaboracja amerykańsko-japąska sięga jednak dalej, niż tylko do portfeli zlecających produkcję Amerykanów – za scenariusze poszczególnych rozdziałów odpowiadają znani twórcy komiksowi i telewizyjni, jak Brian Azzarello, Alan Burnett, czy Greg Rucka. Ogółem Gotham Knight przypomina Animatrix, jednak mamy tu nieco mniejszy rozstrzał stylistyczny i fabularny.

Pierwszych pięć historii ładnie zgłębia się w postać Mrocznego Rycerza, od zwykłego urban legend i postaci widzianej tylko przelotem przez przypadkowych ludzi, poprzez ukazanie nietoperzowego śledztwa w toku, aż po retrospekcje z wojaży Wayne’a po świecie i zgłębienie jego psychiki już jako Batmana. Ostatnia część zaś, to klasyczna nawalanka, acz też z mądrym słowem na koniec. Teraz nastąpi sprytny zabieg stylistyczny, w którym w podobny sposób przejdę od ogółu do szczegółu i przybliżę trochę poszczególne historie.

Jak w Wanted

Have I Got A Story For You to historyjka o czterech gothamskich dzieciakach, z których każde na swojej drodze napotkało Batmana, walczącego z niejakim Man-in-Blackiem, a także późniejsze ich relacje z tych spotkań. A w relacjach tych wizerunek Mrocznego Rycerza różni się w sposób dość znaczny. Dostajemy tu ciekawą wariację na temat Batmana, postrzeganego jako żywy, zmieniający formę cień, wielkiego nietoperza czy super zaawansowanego robota. Szczególnie dwie pierwsze wizje doskonale oddają charakter Batmana jako miejskiej legendy, a także postaci, jaką się staje w opowieściach napotkanych osób (szczególnie złoczyńców). Tzn. oddawałyby, gdyby nie fakt, że akcja rozgrywa się za dnia, w świetle słonecznym, co jak wiadomo dość skutecznie uczłowiecza tę postać (też mnie to zdeprymowało – Cmdr JJA).

Crossfire opowiada o pierwszym spotkaniu oko w oko z Batmanem dwójki policjantów z MCU (Major Crimes Unit, specjalnej jednostki podlegającej Gordonowi), którzy mieli pecha znaleźć się w samym środku wymiany ognia pomiędzy rywalizującymi mafiami. Policjanci ci, detektywi Anna Ramirez i Cripus Allen to postaci dość znane z komiksów, tak samo jak przywódca jednego z walczących gangów – Sal Maroni. Te trzy postaci przewijają się też w następnych rozdziałach Gotham Knight, by pojawić się już na żywca w The Dark Knight. Co do samej historii, to osobiście uważam ją za najlepszą – mamy gangsterski klimat, przestępców z krwi i kości, walkę, epę i postać Człowieka Nietoperza, robiącą odpowiednie wrażenie. Zresztą fragment Crossfire był już na ZP dostępny, więc kto widział, ten wie.

Field Test z kolei jest w moim uznaniu częścią najsłabszą. To tutaj Batman wygląda jakby uciekł z Załogi G. Dostajemy tutaj gierki pomiędzy Brucem Waynem a Luciusem Foxem, który niby nie wie, a jednak wie o sekrecie Mrocznego Playboya, kolejne potyczki pomiędzy włoską i ruską mafią, pole siłowe, desperacką jazdę Tumblerem ulicami Goth… zaraz, zaraz. Czy on napisał „pole siłowe”?! Tak. Fox zmajstrował Wayne’owi elektromagnes robiący za pole siłowe. Brzmi głupio? No właśnie. Cała historia obraca się właśnie wokół tego pola siłowego i konsekwencji jego używania. Nie to, co tygryski lubią najbardziej.

Ależ, Panie Wayne!

A tygryski lubią najbardziej mrok, (względny) realizm, konkretne mordobicie i wielkie kosy. I to właśnie dostajemy w In Darkness Dwells, które zarówno przedstawia nam postać Killer Croca, jak i odpowiada na pytanie, co też po Batman: Begins porabia Scarecrow. A porabia całkiem sporo, z prowadzeniem własnej sekty włącznie. Jest mrok, jest zaduch, jest klasyczne śledztwo. Jest dobrze.

Working Through Pain to seria retrospekcji z nauk Bruce’a Wayne’a, pobieranych w różnych dziwnych miejscach świata. Dowiadujemy się, gdzie nauczył się podstaw medycyny użytkowej, gdzie zarządzania bólem, a także, że mangusta nie zawsze wygrywa z kobrą. Wspomnienia nawiązują do stanu, w jakim Człowiek Nietoperz znalazł się współcześnie, jednocześnie pogłębiając rys psychologiczny bohatera. Gościnnie – Batmobil z Batmana Tima Burtona.

Rys psychologiczny postaci pogłębia też ostatnia historia. Deadshot nawiązuje do morderstwa rodziców Wayne’a i tego, jak wydarzenie tamto napędza jego działania jako zamaskowanego bohatera. Ale nie daj się zwieść – w tej części głównie chodzi o nawalankę. Przeciwnikiem Batmana jest Deadshot (czego nikt by się nie spodziewał, po tytule), kolejny znany batmanowski przeciwnik, doskonały strzelec i zabójca na zlecenie. Niestety końcówka totalnie masakruje tę postać, co dość negatywnie wpływa na całą historię.

Znowu jak w Wanted

Jak każdy komiksowy nerd wie, w historiach o Batmanie ważną rolę zawsze odgrywało miasto Gotham. Tutaj także nie zostało potraktowane po macoszemu. Przejawia się ono zaś w kilku odmianach. Mamy więc żywą kalkę Nowego Jorku, ale też Gotham znane z Batman: Begins. Mamy gotyckie miasto i jednocześnie futurystyczną metropolię. Mamy mroczne kanały, ciągnące się kilometrami pod ulicami Gotham, a także słoneczne pola golfowe w kopii Central Parku. No i mamy opuszczone przez wszystkich normalnych ludzi Narrows, które nie wiem, czy bardziej kojarzy mi się z Ucieczką z Nowego Jorku czy 28 tygodniami później. Niby tyle różnych wersji, ale jednak całkiem nieźle ze sobą współgrają, tworząc obraz dużego, zróżnicowanego molocha.

Co do wizualnej strony, to jest poprawnie, ładne animacje, trochę CGI. Oprócz Have I Got A Story For You, historie graficznie starają się być utrzymane w stylistyce amerykańskiej, z głębokimi, ostrymi cieniami i dużą ilością czerni, zachowując dzięki temu spójność, mimo różnego podejścia do tematu. Niestety współczesne anime, próbując iść z grafiką jak najbardziej naprzód, spierniczyło się gdzieś ze szczytu, na jakim znalazło się na etapie Akiry czy Ghost in the Shell i w moim odczuciu dzisiaj czegoś tu brakuje. Ale nie jest źle i pewno niejednej osobie się będzie podobało. Tym bardziej, że dostajemy kilka różnych wariacji na temat kostiumu Batmana bądź jego gadżetów.

Za to na muzykę naprawdę nie można narzekać. I rock, i nowoczesna muzyczka pod akcyjkę i porządne orkiestrowe przygrywki. Kiedy trzeba tworzy klimat, a kiedy indziej wali epą po uszach. Szkoda tylko, że brakuje tu konkretnego motywu przewodniego, jaki mieliśmy przy okazji Batmanów Burtona i serialu animowanego.

Jako całość film tworzy dość przemyślaną konstrukcją, którą się fajnie ogląda. Sześć różnych historii gwarantuje, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. Jest coś dla miłośników mrocznego klimatu, dla lubujących się w akcji, tych, których interesuje psychika postaci i dla tępych nastolatków, którzy muszą mieć jak najwięcej świecących bajerów, żeby im się film spodobał (pole siłowe, na litość boską!). Tylko pytanie, czy zbiór animek o przygodach Batmana naprawdę jest dla wszystkich, czy może raczej dla fanów postaci (niezależnie, czy w wydaniu komiksowym czy filmowym)?

Ocena 1-5:
Batman: 4
Gotham: 5
Klimat: 5
Bielizna nastoletnich uczennic: 1 🙁
Fajność: 4

Cytat:
– Are you in pain?
– I work through pain.

Ciekawostka przyrodnicza: Kevin Conroy użyczył swojego głosu Człowiekowi Nietoperzowi nie tylko w tym filmie, ale i w poprzednich kreskówkowych wcieleniach Batmana, łącznie odgrywając tę postać dłużej niż Adam West, Michael Keaton, Val Kilmer, George Clooney i Christian Bale razem wzięci.

Written by: harry

 

Komenty FB

komentarzy

Komercha

6 Komentarze(y) na Batman: Gotham Knight

  1. Podczas 6 epizodu zasnąłem. Natomiast 1 fajnie nawiązuje do rocznicowego odcinka animowanego Batmana, który widziałem kiedyś na Polsacie. Opowieści dzieciaków i różne wyobrażenia Batmana.

    A recka git.

  2. Muszę się wreszcie zmusić by to obejrzeć, bo na leży na dysku i się kurzy.

  3. Ale tak serio, z całym szacunkiem dla wysiłku recenzenta. Who gives a shit? Absolutnie domagamy się pierwszej polskiej recenzji Dark Knighta ( amerykańskich obejrzałem i przeczytałem już dziesiątki).

  4. z recką TDK może być ciężko ludziom nie mieszkającym w USA, więc pozostaje liczyć tylko na ścisłą redakcję ZP, chyba 😉
    bo nie wyobrażam sobie, żeby ktoś z tu zaglądających osób ściągnął wersję kręconą w kinie, a potem jeszcze napisał recenzję.

  5. Obejrzałem i obejrzę chyba jeszcze raz. Jak dla mnie najlepsza historyjka to 'In Darkness Dwells'. Dobry Batman tam był. A co do dzieciaków w 'Have I Got A Story For You' to ewidentnie musiały być na kwasie, albo innym psychodelicznym gównie.

Dodaj komentarz