Terminator Salvation

Tytuł: Terminator Salvation
Produkcja: USA, 2009
Gatunek: Robocie P/A
Dyrekcja: McG
Za udział wzięli: Arnold, Bruce Wayne, Sam Worthington, ładna Indianka, Helena Bonham Carter, Chekov, Common, Mr. Rasczak, Gwen Stacy w ciąży, OMC Pudzian
O co chodzi: John Connor walczy z robotami wyjątkowo ze swoich czasów.

Teren wojskowy: wstęp wzbroniony

Jakie to jest: Zawsze powtarzam, że do oceny filmu liczy się pierwsze wrażenie zaraz po wyjściu z kina. Opinii typu „film jest lepszy przy drugim obejrzeniu” albo „po namyśle” nie bierze się pod uwagę. Dlatego też od razu na wstępie mówię, że Terminator Salvation w kinie mnie nie poraził. Aczkolwiek jest po prostu fajny. W swojej klasie.

Nikt poważny nie uważa serii Terminator za specjalnie głęboką. Pojawiają się w niej co prawda takie potencjalnie ważne motywy jak determinacja, predeterminacja, (a zwłaszcza terminacja), czy przede wszystkim kucie własnego losu. Tym niemniej nie mamy tu serwowanych specjalnych dywagacji filozoficznych – motywy te są tylko siłą napędową skocznej akcji, dzięki czemu możemy filmy zaliczyć do dobrych/genialnych.

Dla wszystkich chyba powierzenie reżyserii T4 panu McG było decyzją co najmniej kuriozalną, a z drugiej strony każdy był chyba ciekaw, czy aby nie wyjdzie z tego coś dobrego. Z jego filmografii obejrzałem oczywiście jedynie zajebiste Aniołki Charliego sztuk dwie. „Poważne” pomysły typu We Are Marshall sobie odpuściłem, więc nie miałem dotąd specjalnej opinii co do jego zdolności nakręcenia filmu z prawdziwymi postaciami. I najwyraźniej McG musi jeszcze nad tym elementem popracować.

Mechanik

Reżyser uznał, że i do swojej strzelaninki doszyje tzw. głębszy motyw, czyli w tym wypadku dickowskie „co tworzy człowieka”. Głównym bohaterem filmu jest bowiem wbrew pozorom nie John Connor (no, powiedzmy, że są równorzędni), a znany wszystkim Marcus, który chce dobrze, ale pech chce że jest robotem. Marcus pojawia się nagle w roku 2018 i mocno deprymuje Connora, który nie wie, co z nim począć. Przybysz spełnia w filmie rolę dobrego robota, która w końcu występuje w większości z Terminatorów – dla odmiany jednak nie mając jednego ścigającego go przeciwnika.

Przy okazji każdego nowego odcinka Terminatora wszyscy zawsze płakali, żeby było więcej Future War. Te postulaty po dekadach zostały wysłuchane, gdyż w T4 nie mamy właściwie nic innego. Ludzie tłuką roboty na wielką skalę – robią naloty A-10, desanty helikopterowe, pływają sobie łodzią podwodną. Nie są to zaszczute grupki obszarpańców z filmów Camerona kryjące się w mroku ruin. Tutaj mamy nowoczesne wojsko uzbrojone niczym Delta Force z BHD, spacerujące sobie bez stresu po pustyni i mieszkające na luzie w normalnych bazach, z całkiem jawnymi lotniskami czy np. normalnymi służbami medycznymi i centrami komputerowymi. Zakładam, że piramidalny ten absurd to jakaś licentia poetica celowo przyjęta przez McG, podobnie jak pełna beztroska, z którą siły ludzi pozbywają się na kopy jeepów, samolotów czy helikopterów. Szkoda, że to żołnierskie życie wypełnia większość filmu i tylko pierwsze i ostatnie pół godziny to jakaś sensowna akcja, natomiast reszta to snucie się i konwersacje po bunkrach. SkyNet zresztą dość pobłażliwie traktuje ludzi (albo dopiero zbiera siły), w każdym razie trzeba się mocno starać, aby w świecie filmu natknąć się na jakiegoś robota.

Nie ma Terminatora bez dobrego nuke’a

Wszystko to nie zmienia faktu, że T4 to film bardzo fajny i pełna popcornowa przyjemność. Jest to wariacja na temat, a nie normalny Terminator. Tak, wiem, to samo gadałem o T3, ale Rise of the Machines to przy tym czysty Cameron – zwłaszcza, że w tym wypadku nie mamy (prawdziwego) Arnolda, co już samo w sobie stawia pod znakiem zapytania pełnoprawność odcinka. Salvation to element para-kanonu na poziomie fajnego komiksu czy gierki. Komiksy czy gierki też miały ideowo guzik wspólnego z filmami, a mimo to były fajne – podobnie jest tutaj. Dzięki temu właśnie nie przeszkadzają mi transformersy, motory, a nawet debilizmy fabularne. Kto jak kto, ale McG wie jak pokazać akcyjkę, pościgi, fajerwerki, wybuchy, a także – jak się okazuje- wybryki militarne. Przy czym nie jest to fajny cameronowski buddy-militaryzm, raczej zimne pro-twardzielstwo rodem z gierek, ale i tak jest git. McG znaczy swój teren charakterystycznym monochromatycznym visualem i całkiem nieźle wypadającym „czarnym” designem samych Terminatorów. No i większość akcji toczy się w dzień – co jest zupełnym novum w serii, ale w sumie sprawdza się, i to dobrze.

Mimo licznych zalet, w swoich najważniejszych punktach film też potrafi nawalić. Nie wszystkie sceny akcji są sensownie wyreżyserowane – zwłaszcza te, w których występują postacie, a nie tylko roboty czy pojazdy. Czasami odnosi się wrażenie, że McG nie do końca wytłumaczył aktorom, co docelowo będzie się wokół nich działo – stąd sytuacje w stylu, że roboty atakują i strzelają na maksa, a nasi goście stoją sobie i gadają, pełny Gepard Chester. Inny problem to fakt, że mimo czad fajerwerków brak jest tu naprawdę trzymających w napięciu scen akcji – nie ma nic, co choćby zbliżyło się do scenki pościgu T-1000 w cysternie z azotem i wycieczki Arnolda na jego maskę. Wielką wadą filmu jest jego totalna popkornizacja i matriksyzacja – właśnie poprzez stworzenie SILNEGO ruchu oporu walczącego ze SkyNetem jak równy z równym, co mega wypuściło powietrze z dramatyzmu sytuacji ludzi. Ponadto, tak jak w LotRze zamordowano Saurona personifikując go, tak zrobiono tu ze SkyNetem – sorry, ale system gadający ludzkim głosem holo-ryjem laski kojarzy mi się wyłącznie z serialem RoboCop; nigdy nie uwierzę, że te pieczki były wymyślane pod kategorię R. No i co najważniejsze – w każdym poprzednim Terminatorze mieliśmy co najmniej jedną ikoniczną scenę definiującą film; nawet kurde w T3 była strzelanina z trumną! Tu takiej sceny nie ma – cały film ani przez moment nie wybija się ponad wysoki poziom średni.

Zdziwko, co?

Jak już wspomniałem, McG nie ma pojęcia o kierowaniu aktorami, więc cały ciężar kreacji postaci leżał tylko na ich barkach. Najbardziej widać to na przykładzie Connora, którego zawłaszczył całkowicie Bale, przepisując scenariusz i tworząc z niego postać ex-aequo główną z Marcusem. Bale też najbardziej przejął się rolą – i choć aktorsko wypada świetnie jako mega zdeterminowany i nieco zgorzkniały żołnierz (bynajmniej nie przywódca ruchu oporu, co ciekawe), to chyba jednak wziął ten film zbyt poważnie i niespecjalnie pasuje do reszty. Jego emocjonalne monologi do kamery momentami brzmią wręcz autoparodystycznie, aczkolwiek grunt że jest konsekwentny. Z kolei do Marcusa nie można się przyczepić – swoją niesłychanie złożoną psychologicznie postać gra na świetnym poziomie kina akcji i jest jedną z najbardziej wiarygodnych bohaterów w filmie. Potem już mamy role drugoplanowe – niezły Reese jako idealizujący acz twardy teens, Moon Bloodgood wypada fajnie w roli typowej twardej militarnej laseczki, a przy okazji wygląda lepiej niż np. Michelle Rodriguez. Common poprawnie wciela się w dyżurnego Murzyna, a Kate Connor z poświęceniem opatruje rannych. Miejsce dla każdego i każdy na swoim miejscu.

John Connor rozczarowany przepustką
nad Crystal Lake

W każdym Terminatorze kluczową rolę odgrywa muza – tu Danny Elfman się starał, ale ewidentnie nie był to temat dla niego. Danny nie nadaje się do czystej napierdalanki, jego muza była po prostu albo zbyt słyszalna, albo niedopasowana do akcji. Pomijam tu nawet fakt, że momentami starał się naśladować industrialne brzmienie Fiedela, co też nie było za dobrym pomysłem. Co ciekawe, właśnie sceny odgrywane bez muzy, nakręcone z ręki najbardziej przypominały styl Camerona.

Jak to często bywa w filmach, które rozpaczliwie próbują się uwiarygodnić (np. Indiana Jones 4), mamy sporo nawiązań do poprzednich odcinków serii. Pojawia się cała masa w pełni zamierzonych kalek z T1 i T2, a nawet do nieskręconej sceny rozpoczynającej scenariusz T2 (tu też rozpoczynającej film). Niestety gwałtowna reżyseria zupełni gubi feel tych scen – ani konfrontacja w fabryce, ani pościg ciężarówką nie jest nawet z grubsza tak emocjonujący jak w oryginale, skupiając się wyłącznie na epie, a nie na napięciu. Reżyser bardzo się starał, aby jego film nie przypominał teledysku, ale widocznie niektóre nawyki były zbyt silne. To samo można powiedzieć o scenach w (polskich?) obozach koncentracyjnych – tak anty-emocjonalych i luzackich scen obozowych w życiu nie widziałem.

Terminator Salvation to świetny film akcji, osadzony w fascynującym świecie będącym matką wszystkich P/A wojen, zdecydowanie mniej wkurzający niż taki np. IJ4. Będziecie się na nim świetnie bawili – ale żaden z niego Terminator.

Ocena (1-5):
Future War:
5
Duch Terminatora: 1
Arnold: 5
Fajność: 4

Cytat: I’ll be back.

Ciekawostka przyrodnicza: McG miał dość wysokie mniemanie o poziomie swojego filmu. Wszystkim w ekipie kazał czytać „Do the androids dream…” i „The Road”.

Written by: Commander John J. Adams

 

Komenty FB

komentarzy

Komercha

46 Komentarze(y) na Terminator Salvation

  1. Tak szczerze, bazując tylko na pierwszym wrażeniu po wyjściu z kina to McG z T4 sięgnął dna. Naprawdę szkoda, że T4 to tylko głupi popcorn. Letni film. Pozbawiony napięcia i niemal obojętny zlepek kolejnych cięć. I to chyba tez nasza wina ze zamiast oczekiwać czegoś powazniejszego i lansującego mózg dajemy sie omamić kolejną sztuczką Skynetu. Gładko łykamy każdą bzdurę – byleby opakowaną w dynamiczne i efektowne pudełeczko. A rewolucji i tak nie będzie – przeciez niedługo spotkamy się na tej samej sali na transformersach 2.

    1 za ducha terminatora to najcelniejsza ocena- McG analnie zgwalcil universum, odarł z mroku, dorzucił stek bzdur oraz niewiarygodnie kiepskie i za długie zakończenie. Jeżeli istniał jakikolwiek kanon to zachował się tu w postaci sklonowanych, i to kiepsko, the best of poprzednich części. Końcowe 4/5 Cmdr JJA to pewnie i fair ocena ale w kategoriach stricte technicznych czy epy. Bo ducha i emocji tu nie znajdziecie.

  2. Czyli wieszcz Adam miał rację, gdy w 1820 w profetycznym uniesieniu recenzował T4: "Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy".

  3. Bronił będę napięcia, zwłaszcza, że nie spoilerowałem sobie przed seansem (przepraszam, wczytałem się w dywagacje na temat Marcusa w skórze Connora) i byłem ciekaw jak ta historyjka się zakończy. Owszem, wiele ich nie było, ale kilka scenek na mnie działało. Głównie te z T-600 i T-800. Bez emocji były z kolei wszystkie maszyny, jak to określiłem – matriksowe z transformerem na czele.

    Nie trafiają do mnie argumenty typu, że mało tam robocików a ludzie chodzą sobie po pustyni. A po co miały kursować tabunami po pustkowiach, skoro w samym LA ruch oporu składał się z pary dzieciaków. Zresztą ogólnie były dość skuteczne w polowaniu na niedobitków. Btw. ruch oporu był fajnie przerysowany momentami, co zalatywało P/A lat 80-tych. Przypomnę, że future war Camerona chronologicznie miał miejsce kilka lat później. Zresztą dobrze się stało, że akcyjki nie osadzono w jakiejś wiecznej nocy.

    Może ujdę za profana, ale najzajebistszy klimat miał T-1. Skojarzenia o dwójce mam bliższe "True Lies" – sporo akcyjki, silący się na człowieczeństwo Arnold w scenach z uśmieszkiem i cholernie irytujący nastoletni JC. Ogólnie miałem wrażenie jak to się teraz określa komputerówki, czyli fx'y wzięły górę nad czynnikiem ludzkim. Ale nie zabiły do końca. Podobnie jest w T-4 i każdy jeden odcinek mimo lepszych i gorszych momentów ma w sobie ducha terminatora.

    PS. Pojawiły się oczywiście kult teksty i tym razem nie były one czystą autoparodią jak to miało miejsce w trójce.

  4. Tak mnie jeszcze naszło, że Connor niszczenie maszyn ma we krwi i za każdym razem, gdy siadał za sterami śmigłowca, to po chwili go crashował 😛

  5. Mnie film zawiódł – poszedłem na Terminatora, a dostałem zwykłą pseudo transformerską (serii, której kompletnie nie trawię- Szyja, aarrrgghhhh) nawalankę, z rozważaniami filozoficznymi na posiomie dwunastolatka. Wszystko miało złe proporcje, nie czuło się beznadziei, permanentnego zagrożenia i nieuchronności porażki, maszyny nie były aż ta silne i unstoppppable, a ruch oporu poradziłby sobie i bez JC. W poprzednich realizacjach czuło się, że to własnie JC był ostatnią nadzieją ludzkosci, pomógł podnieść serca do walki (Reese (Yelchin, aarrrghhh) wspomina bodaj że nauczył ich walczyć), zmotywował resztki ludzkosci, pozwolił im uwierzyć że można wygracz elektronicznymi mordercami. Nie chcę się czepiać dziur logicznych (jest ich zbyt wiele), więc pominę np. akcję medyczną na końcu w namiocie na pustyni, ale ludzie – ruch oporu ma możliwość posiadania posłusznego sobie wytworu Skynetu, który Bóg-wie-jakie może mieć informacje, a oni co z nim robią? Moja konkluzja jest taka, że nie potrzebowali go, bo skoro mają suby, coptery, hi-tech sprzęt i inne takie, to pewnie mają i kilka nuków gdzieś na składzie… Czy nie lepsze wrażenie sprawiał bunkier rebeliantów, gdzie do wykrywania infiltratorów używali psa i ogólnie była bida z nędzą naokoło?
    Nie rozdzieram jednak szat, hardcorowy fan Terminatora będzie uznawał cz. I i II, potrafiący strawić III także ją uzna (w porównaniu z tym trzyma jednak klasę (sam nie wierzę w to co pisze). T IV to inny film i niestey mam wrażenie, że nie będzie on chociażby śladowo tak samo istotny dla popkultury co pierwsze Terminatory. Nie sądzę, żeby ktoś z rozrzewnieniem wracał do niego za 10 lat. Ot, kolejny letni hit.
    Zgadzam się z recenzentem – brak sceny która mogłaby zostać trademarkiem tego filmu, a poprzednie miały ich na kopy (wspominana trumna, różo-shotgun, pościg truckiem, eksplozja na placu zabaw – szkielet sarki itd., było ich wiele). Tutaj, pojedynek z Chipem Rommlem może przejść tylko do historii, jako jeden z bardziej żenujących… (JEDEN Termiantor w HQ, hehehe).
    Może T V będzie lepszy, o ile podziękują panu McG za współpracę, do czego w sumie box office może skłonić bossów. No, ale pewnie film zarobi na siebie niestety ipokryje te 200 megabaksów.
    Film polecam tym którzy potrzebują trochę bezmyślnej rozrywki, ale jeżeli spodziewasz się, że zobaczysz coś podobnego do starych terminatorów – nie idź, kup DVD.

  6. A po ciul im byłby w owym czasie pies, skoro służył do wykrywania modelu T-800? Zresztą przyszłość mogła zmieniać się w skutek wydarzeń z wcześniejszych części.

    Na każdej części Terminatora piętno odciskał okres, w którym powstawała. Największa dolina była za czasów Reagana i zimnej wojny, ale to se ne vrati. Przynajmniej tak prędko 🙂

    Obecnie niemal każdy film jest śladowo ważny dla popkultury, ma się świetnie sprzedać, a za parę lat i tak pójdziemy na kontynuację, bo nie mielibyśmy o czym gadać 😉

  7. Gdzie się podziały tamte sceny akcji ? Gdzie są terminatory z tamtych lat ?

    Ten film jest tak naciągany jak rażąca biel ząbków Blair Williams…

    Obejrzałem, się pośmiałem, potem gorzko zapłakałem…

    A WIĘŹNIARKA W T4 SSIE. HYDROROBOTA.

  8. Czyli mówicie, że średnio wyszło. Dobrze, że nie tragicznie.
    To teraz który z nadchodzących uber-filmów ma największą szansę na bycie wielkim rozczarowaniem? Bo bez takich to się chyba nie obejdzie, niestety.

  9. IMO twierdzenie że T3 to przy tym czysty Cameron to jakiś żart. T3 było debilną parodią poprzedniczek ze skopaną postacią Connora i T-800 robiącym z siebie klauna, nie wspominając o tym że gwałcił kanon. T4 nie jest idealny, ale jest dużo lepszym filmem i dużo lepszym Terminatorem od tej kupy Mostowa.

  10. Chyba odpuszczę sobie wizytę w kinie i spokojnie poczekam na premierę DVD.

  11. Dzięki Ci JJAdamsie że uchowałeś moje pieniądze przed bezmyślnym ich roztwonieniem! Po przeczytaniu recki uroczyście przysięgam, że do kina na T4 nie pójdę, a co więcej za każdym razem gdy będę mijał ogromnych rozmiarów plakat z filmu będę uroczyście spluwał w jego kierunku! Amen!
    Jako zamiennik biletu kinowego sprawiłem sobie tytke popkornu i flaszke pepsi oraz zarzuciłem sobie dość niedoceniane kino P/A czyli…. Equilibrium (recki zresztą brakuje na ZP).

  12. Byłem, widziałem, zgadzam się w stu procentach. Dłuuugi i hałaśliwy teledysk, ale jeśli jest się gotowym na rozrywkę na poziomie rollercoastera to jest całkiem całkiem przyjemnie.

    Moja Żona stwierdziła że i tak jest lepiej niż w Mrocznym Rycerzu bo motocykle nie zawracają na ścianach i żaden samolot nie holuje Christiana B. na sznurku.

  13. Mitomanią mi tu zalatuje – kiedy Terminator był ambitną P/A ? To była zawsze tania rozrywka ze Schwarzenegerem. Jedynka miała zadatki na kult – gdyby zagrał tam Henriksen. Wszystkie T średnio się trzymały kupy i tak samo jest z T4 – chociaż ma luki w scenariuszu wielkości pocisków dum-dum i tak jest o niebo lepszy niż T3.
    T1>T2>T4>T3 i jak z takim nastawieniem pójdziecie do kina to można mieć z tego sporo frajdy.

    Tak na marginesie nic dla mnie nie będzie takim hitem jakim filmy obejrzane jak miałem 12 lat, a to dlatego, że zdziadziałem.

  14. Ale przecież Henriksen w jedynce grał.

  15. Nie wiem, czemu tak narzekacie. Film miał inny klimat niż pierwsze części i o to chodzi,Dość powtarzania tego samego schematu. Ja bawiłem sie na nim świetnie. Dużo dobrej akcji, super zrobiony T-800 z ryjem Arnolda. Film warty obejrzenia w kinie. A postać Marcusa jest poprostu rewelacyjna. u mnie w skali 0d jeden do pięć – 4+ 🙂

  16. Poza tym film jest o niebo lepszy od serialu, który tylko dzięki silnej woli jakoś przetrawiłem do końca.

  17. O, znalazłem jeden jedyny plus filmu – brzemienna żona Connora za dwa miesiące urodzi Johna Connora Juniora.

  18. "
    o scenach w (polskich?) obozach koncentracyjnych
    "

    NIE BYŁO NIGDY POLSKICH OBOZÓW KONCENTRACYJNYCH!!!!
    Zmieńcie to natychmiast! Były obozy nazistowskie na ziemiach polskich! Nie czytacie gazet? TV nie oglądacie? Gdziekolwiek na świecie ktoś napisze o "polskich" obozach to od razu interweniuje ambasada! Jak mamy wymagać od innych szanowania historii jeśli sami nie potrafimy pisać poprawnie!!!!

    EDIT I ZMIANA!!!!

  19. ja bym jeszcze sprecyzował: nie "nazistowskie", ale niemieckie obozy koncentracyjne na ziemiach polskich. a sam T4 to mega szajs dla dzieciarni z wodogłowiem. dobrze, ze w czasach post-apokaliptycznych ostało się dzielne Murzyniątko, które zawsze ma pod ręką najpotrzebniejszy stuff do pokonywania śmiercionośnych terminatorów.

    ogólnie to T1 i T2 oglądałem za małolata i byłem cały w skowronkach. włączam go sobie dzisiaj, mając na karku 26 lat, i podoba mi sie jeszcze bardziej niż jak miałem 10. T4 nie dostapi chyba tego zaszczytu. film nakręcony przez dziecko dla dzieci.

  20. @Hank – sprawdź sobie w słowniku co to jest ironia 😉

  21. Poszedlem na T4 jakbym szedl na transformersy wiec sie nie zawiodlem 🙂 ale ten film ma malo klimatu terminatora w sobie, T3 o wiele bardziej mi sie podobal 😛 Niektore sceny byly naprawde smieszne jak Marcusem puszczono kaczki na wodzie to malo ze smiechu nie zdechlem 🙂

  22. Nie widziałem jeszcze T4, ale po przeczytaniu recki i czy dobrze rozumiem, że gdyby zrobili ten film nie pod szyldem terminatora, tylko ogólnie jako przygodową P/A to by było fajnie? Bo domyślam się, że z doliniarskim klimatem nie ma to nic wspólnego?!

  23. @Sasquatch
    Bardzo dobrze powiedziane.

    Ja tak w ramach moich trzech groszy: terminator 1 i 2 bały bardzo fajne, kopały jak trzeba. Ale durne też były niestety, więc trzeba było przymknąć oko raz na jakiś czas i było oka. I podobnie jest z T4 – troszkę dystansu i daje radę się nieźle ubawić. Faktycznie nie ma atmosfery totalnego zdołowania, ale w sumie to miła odmiana. Zgadzam się z teorią, że ruch oporu dostanie w tyłek od t-800 i mieszkanie w tunelach zacznie się dopiero za parę lat.
    A jak T3 się komuś bardziej podobało od T4, to ja nie widzę płaszczyzny porozumienia 😉
    Nic w tym złego i nie potępiam, ale T4 to dla mnie solidna fajna rozwałka, natomiast T3 to po 45 min. już nawet śmieszny się przestawał robić.

  24. Aha, no i sprawdziły się moje przewidywania. W jednej ze scen John Connor przewraca moto-terminatora przy pomocy rozciągniętej na drodze liny, a ten biedny później leży i bezradnie macha kółkami. Aż mi się przykro zrobiło, że taki nieporadny.

  25. Nie liczyl bym na to, że w T5 będzie w końcu choć pseudodoliniarski klimat. McG zapowiedział (a przynajmniej takie ploty latają w internecie), że akcja będzie się działa współcześnie w Londynie, do którego przeniesie się w czasie armia terminatorów i będzie rozpierducha. WTF?!?!

  26. To już chyba trzecia teoria na temat fabuły T5. Konkretów chyba nawet sam McG nie zna.

  27. Generalnie zgadzam się z recką JJA, film jest naprawdę całkiem niezły tylko, że zawiera nikłe promile prawdziwej Terminatorowości w sobie. Miejmy nadzieję, że nastąpi jeszcze prawdziwy I'll be back !!!

  28. Ludzie, Wy naprawdę macie w dupie historię Polski, prawda? ;p

    Wasze dzieci będą mówiły otwarcie, że ich pradziadkowie ginęli w polskich obozach śmierci?

  29. Niezły jest ten nowy Terminator. Bawiłem się przednio. Zamiast marudzić spytam: Kim były te cztery sylwetki ludzkie za szybą w siedzibie Skynetu? Chodzi o moment gdy Kyle będąc zaganiany, rozgląda się i kamera przez chwile pokazuje te sylwetki za mleczną szybą. Nie są to Terminatory. Co najwyżej są to inne "marcusy". I dlaczego się przyglądają?

  30. Najpierw ponapalałem się na ten film trailerami, potem pozniechęcałem opiniami innych i ostatecznie…podobał mi się. Fakt, że moze średno angażuje emocjonalnie w wydarzenia, ale ogląda się go z ciekawością.
    Zgodze się tez z montażem, który w paru miejscach był co najmniej dziwny – np. oznajmianie Marcusowi w siedzibie RO, ze jest robotem cos mi lepiej wyglądało na trailerach, , dziwnie wygląda też rozmowa Connora z Marcusem stojacym po pas w wodzie, a zwłaszcza dolepiona do niej na siłę kwestia z trailera. Ponadto gdzies zgubił sie T1 z pierwszego zwiastuna wyskakujacy na Connora z topieli ( to chyba miało być gdzies na początku, ale zastapili go "przypalonym T600). Ogólnie nie jest źle.

    Zdumiewa mnie promowana przez film teza, ze promieniowanie radioaktywne nie istnieje, zarówno jesli chodzi o swiat postnuklearny, nietkniety promieniowaniem jak i Connora, który z dośc bliskiej odległości przygląda się atomowemu grzybowi i nic. Czyzby powrót trendu, ze wojna nuklearna to nic złego i do wygrania?

    T600 okazał się idiotą, zapewne, zeby jego nastepca mógł byc jeszcze groźniejszy, zabawna jest ta scena, kiedy Connor przemyka po podobno ściśle strzezonej bazie wroga. Cieszy za to powrót do znanego z jedynki ukazania T800 jako bezlitosnego skurwiela nie do zatrzymania, co nieco zatarły ostatnie dwa sequele.

    Wszystkim, którzy oburzają się na spersonifikowanie Skynetu dedykuje wszystkie przemiany Roberta Patricka jako T1000 w T2.
    Tu nie chodzi że Hlelena Bohnam to Skynet, on po prostu jak zwykle podszywa się pod ludzi ( głosy/twarze) żeby omamic. Zresztą twórcy to "graficznie" przedstawili. Oczywiście wole Skynet jako bezosobowy wirus z T3, ale nie raziło mnie tak strasznie pokazanie go tutaj. Gorzej z tą bazą niby strzezoną, a jak wybuchła panika to widziałem tylko biegających nieuzbrojonych cywilów. No i ta wieża przypominająca mi HL2 to raczej jakiś uwiąd twórczy.

    A T3 nie był taki zły, bo mimo parodystycznych wstawek czuło się cięzar nieuchronnej apokalipsy ( te psujace się w tle terminale kart płatniczych, komputery, telewizory, świadczące że z ogólną siecią komputerową dzieje się coś bardzo złego)jak i końca Johna Connora – dla mnie zabijajaca była scena, gdy Szwarcol przyznał, ze to on go zabił/zabije w przysżłości, jakby przypomnienie z kim a raczej z czym mamy do czynienia nieco zatarte przez T2 , gdzie T800 był przede wszystkim dobrym kumplem i namiastką ojca dla bohatera.

    Reasumując T4 nienajgorszy, choc bez fajerwerków i zaskoczeń. Zobaczymy co zapodadzą dalej….

  31. Aha i jeszcze drobiazg; Helena-Skynet strasznie przypominała mi Shodan, komputerowy system płci żeńskiej(!) z System Shocka 2 – ciekawe na ile świadome to nawiązanie.

  32. Wyglądała tak tylko dla Marcusa.

  33. dokładnie, tak samo jak specjalnie dla Connora T800 przez moment miał głos jego starego:)

  34. ja szczerze mówiąc przez 3/4 filmu miałem cichą nadzieję, że się okaże, że Helena grała Sarę Connor. nawet fajny zwrot akcji by był, jakby się okazało, że zaczęła pracować dla wroga, żeby stworzyć Marcusa, który pomoże Johnowi. ciekaw jestem na ile to było planowe posunięcie (bo hinty w postaci raka czy imienia były).
    a ogólnie to zgadzam się z recką. jak dla mnie ten film w takiej formie był niepotrzebny i lepiej by było, gdyby po kilku zmianach wyszedł jako niezależne P/A, a nie Terminator.

  35. o przypomniały mi się motomyszy z marsa, może w filmie to było jakieś celowe nawiązanie 🙂 ?

  36. Byłem, widziałem moja recka tutaj: [url]http://www.youtube.com/watch?v=R-gLyO3_rB0/[url]

  37. eee tak mialo byc: [url]http://www.youtube.com/watch?v=R-gLyO3_rB0[/url]

  38. Nie był taki zły. Faktycznie trochę za mało "grobowego" klimatu z retrospekcji pierwszego Terminatora ale… niektóre fragmenty, szczególnie początek Marcusa w "nowym świecie" sprawiły, że poczułem się nieco falloutowo 🙂

  39. Co to do diabła znaczy P/A? Wszyscy tu pizgają terminem jak słowami "dom" czy "mama", a ja zwyczajnie nie rozumiem.

  40. Postapokalipsa, młodzieńcze! 🙂
    Lub, bardziej snobistycznie, postapokalipsie.

  41. Hej, dla mnie właśnie P/A brzmi jak jakiś żargon złotej młodzieży (młodszej). 😀

  42. Tutaj nie ma młodzieży młodszej ani nawet młodzieży!!
    A P/A idealny akronim, lepsze to niż ŚWOLPZPN itp. (Świat Widziany Oczamy Ludzi Polskiego Związku Piłki Nożnej cyz jakoś tak hmm). 😉

  43. Uwielbiam jak dyskusja zbacza…
    …sens tego zdania sami sobie doróbcie…
    Zostawiwszy dywagacje nad młodzieżowością czy też nie… akronimu P/A
    …wracając do filmu…
    Z opinią JJA zgadzam się prawie…
    Muzyka – To, że Brad Fiedel nie zrobił muzyki to właśnie dla mnie 50% utraty Terminatorowości dla T4
    Niejaki pan Trond Viggo Melssen skomponował do gry Terminator Salvation ścieżkę nie tak surową jak Fiedel ale nadal pełną Terminatorowości czego Dany Elfman do filmu zrobić nie potrafił jak słychać…
    Co do aktorstwa to Sam Worthington wypadł o niebo lepiej od Christian'a Bale'a w zasadzie lepiej dla filmu byłoby, gdyby przydział ról był odwrotny jeśli chodzi o tych dwóch panów…
    Co do reszty… T4 jest o niebo lepszy od T3, i to mi wystarcza (cóż na stare lata robię się mało wybredny może, zresztą nigdy nie byłem tak hardcorowy w swych ocenach jak reszta "onegdajSFP9" xD).
    Bo na przykład zarzut, że Ruch oporu łazi sobie na luziku po świecie i ma sprzęt, i nim szasta… hmm tu się JJA nie zgadzam, ani z opiniami, że nie jest to już Future War z filmów Camerona bo poprzednie "interwencje" zarówno SkyNet'u jak i Ruchu oporu wpłynęły na ścieżkę czasu…
    to nie jest po prostu JESZCZE Future War z T1 i T2 , przecież akcja T4 dzieje się jakieś 5-6 lat przed FW z T1/T2…
    przez 5 lat zapasy się wyczerpią, mundury podrą, a sprzęt?? Ludzie nim nie szastają, walczą tylko a sprzęt jak to mawiają – "rzecz nabyta" – ma to do siebie, że się potrafi zniszczyć na wojnie, zwróćcie uwagę choćby na wyposażenie żołnierzy, faktycznie jak Delta Force, bo z magazynów Armii i Gwardii Narodowej zapewne. Wszyscy biegają z CAR-15, M-16 bo – cóż SkyNet jeszcze nie wprowadził ręcznych karabinów plazmowych które Ruch Oporu mógłby przechwycić najwyraźniej, C4 się skończy i przyjdzie czas na RuraBomby…
    Tak czy siak film oglądało się naprawdę dobrze, pomimo braków te 2,5h przeleciały szybko, pozostawiajac nawet lekkie odzczucie, że za szybko…
    Nie zmienia to jednak faktu, że serię może uratować jedynie T5 o końcu Future War wyreżyserowany przez Camerona, z Michael'em Edwards'em w roli Johna Connora (dla nie wiedzących to ten kolo który odtwarzał JC w scenach Future War w T2) i komputerowo odmłodzonym Michael'em Biehn'em w roli Kylea. wyemitowany pod tytułem: Terminator – The Fall of the Machines … u nas dajmy na to: Elektroniczny Morderca – Zmierzch Maszyn xD xD

  44. To ja sobie dodam z takim poślizgiem – wbrew pozorom fabuła w miejscach, które zdają się takowego nie mieć, ma sens. Problemem jest to, że McG mimo iż o drobiazgach pamiętał, to zapomniał, że widzowie nie potrafią czytać mu w myślach i czasem niektóre motywy trzeba tłumaczyć jak krowie na rowie.

    Na przykład Marcus ruchowi oporu nie był do niczego potrzebny, bo se z głowy wyjął czipa i niestety z chodzącej bazy danych Skynetu zamienił się w puszkę z sercem (i wykorzystali go najlepiej jak mogli) :P.

  45. Obejrzałem film ponownie w chacie i w sumie w ten sposób uwydatniają się jego i wady i zalety. Fajnie widać kilka mega długich ujęć w scenach walk i generalnie niezłą reżyserię akcji. Walą za to denne dialogi i generalnie plastikowy design Skynetowa. W wersji Director's zyskujemy parę brutal ujęć no i okazanie biustu pani Indianki.

Dodaj komentarz