Alternate Reality – The City

Z ręką na sercu: gdybym dzisiaj, tak w ciemno trafił na opis, grafikę czy gameplay z gry Alternate Reality – The City lub jej sequela The Dungeon, rzekłbym: fejk, żart prima-aprilisowy jak niegdyś Wolfenstein 3D na Zakazanej. Tyle, że obie gry są jak najbardziej prawdziwe – i tutaj łapię doła, bo lata temu jako nieznane rarki były mi obce.

Wydana w 1985 roku przez US Gold gra Alternate Reality – The City to first person CRPG pełną gębą. Gdy opadnie już jaranie się grafiką lub płynnym 3D – a jesteśmy wciąż w realiach 8-bitowego Atari – szacunek budzić będzie cały czas system statystyk, skilli, doświadczenia, czy moralnych wyborów kształtujących naszą postać i mających wpływ na to, jak postrzegać nas będzie otoczenie.

NPCa można było próbować przekupić, nastraszyć czy przekonać do naszych racji – albo ubić. I może dzisiaj, po przejściu dziesiątek RPGów, nieprzespanych ostatnio nockach przy ME2 takie „nowinki” nie zaskakują – jednak w grze z roku 1985 powinny budzić rispekt. I to nie tak, że Alternate Reality wymyśliło charakterystyki jak Wisdom czy Charisma, ale iż dało radę to wszystko połączyć z fantastyczną na owe czasy grafiką i grywalnością. To część historii CRPG, to również przykład siły 8-bitów, gdzie w mocno umownej oprawie programiści byli w stanie upchać takie rozwiązania.

Fabuła Alternate Reality – The City z początku wydawała się banalna: porywają nas Obcy i porzucają w tajemniczym, acz nie do końca obcym mieście – Xebec’s Demise. Zadanie? Uciec i powrócić na Ziemię. Tyle, że nawet ta prosta historia w tak nietuzinkowej grze zaczynała ewoluować, zaskakiwać i zmieniać oblicze. Weźmy na przykład fragment opisu jednego z pomieszczeń:

„Searching further this immense ship you discover a chamber filled with metal cocoons. Using wit and knowledge gained through other locations you decipher the controls and the display. You learn that these cocoons hold bodies, the bodies of all of those captured. The machines keep the bodies physically alive and fit, but imprisoned. The minds of those entrapped are tapped and fed with images. The ships computer can even permit the images to interact with solid/material components of the ship. You are an image. What is reality?”

Przyszłym Matrixem pachnie na kilometr.

Alternate Reality była erpegiem. Jak w każdym dobrym podobnym tytule sensem zabawy była eksploracja – tutaj tajemniczego Xebec’s Demise i nabijanie EXPa. Poznawanie miasta wiązało się również z walką z mało przyjaznymi postaciami i interakcją z tymi przychylniej nastawionymi – lub w potrzebie. Potyczki zależały od statsów, hit pointsów, ekwipunku… ba, nawet od tego, czy nie byliśmy czasem zatruci czy narąbani oraz naszej, powiedzmy, aury – atakowanie neutralnych postaci popychało naszą postać w ciemną stronę Mocy. O wpływie charyzmy na każdy encounter już pisałem (czyżby? – Cmdr JJA). Tyle o mechanice, gdyż rewolucyjne rozwiązania z Alternate Reality dzisiaj w każdym CRPG są normą i mam wrażenie, że przynudzam.

Słowo jeszcze o mieście, w którym toczy się akcja. Było ogromne: zabawa w rysowanie mapy wydawała się jedynym sposobem na odnalezienie się w terenie. Ogromny obszar nie ograniczał się do pustych labiryntów, ale pozwalał odwiedzać karczmy, sklepy, budynki, sekretne tunele… wszystko po to, by zbierać wskazówki, poznać miasto i wrócić na Ziemię.

Pierwsze Alternate Reality – The City miało było prologiem wielkiej opowieści. Autor – Philip Price – miał podobną ambicję jak np. obecnie twórcy Mass Effect – stworzyć kilka gier w jednym świecie, gdzie wybory z pierwszej części będą miały wpływ na kolejną. I tak po zakończeniu Alternate Reality – The City, kontynuowaliśmy naszą postacią zabawę w Alternate Reality – The Dungeon (Atari 1987).

Aby zagrać w kolejne odsłony: The Wilderness, Revelation i Destiny Philip Price wymyślił, że trzeba posiadać i skończyć poprzednie dwie części. Co więcej, ich fabuła miała być zależna od wybranego zakończenia prequeli – tak proszę Państwa: Alternate Reality pozwalało decydować o zakończeniu gry. Powrót na Ziemię? A może porwać przy okazji statek obcych, albo go zniszczyć, albo może nie wracać a szukać zemsty na tajemniczej rasie?

I szkoda, bo tutaj następuje zderzenie z rzeczywistością: raz, że gra sprzedała się dość przeciętnie – tu mam teorię, że w czasach królowania zręcznościówek skomplikowany tytuł – i to na kilku dyskietkach – miał nieco pod górkę. Do tego gra była ponoć wrednie zabezpieczona, a przy 80 dolarach za pudełko wydawała się trudno dostępna dla przeciętnego gracza. Dwa, autor gry narzekał na problemy z konwersją Alternate Reality na inne platformy. I trzy, wciąż jesteśmy w latach ’80, pewne, nawet mega rewolucyjne i wówczas abstrakcyjne rozwiązania się po prostu nie opylały. Stąd seria Alternate Reality zakończyła swój żywot na Atari na dwóch pierwszych częściach. Na szczęście złota era starożytnych CRPG właśnie się rozpoczynała.

Komenty FB

komentarzy

Komercha

2 Komentarze(y) na Alternate Reality – The City

  1. O o kto by pomyślał..

  2. Kolejny dowód na to, że Matrix to zerżnięty pomysł. A gierka musi być bardzo fajna, trza będzie jakiś emulator skombinować 🙂

Dodaj komentarz