Iron Man 2

Tytuł: Iron Man 2
Produkcja: USA, 2010
Gatunek: Fantastyczno-naukowy
Dyrekcja: Chłopak Moniki
Za udział wzięli: Sherlock, Samuel L. Jackson, reżyser, Gwyneth Paltrow, Johanssonowa, Wrestler, alternatywny Murzyn, obsługant stacji księżycowej
O co chodzi: Ktoś znowu kopiuje wynalazek Starka i są kłopoty

Bez blacharki się nie obejdzie

Jakie to jest: Jon Favreau najwyraźniej poczytał Zakazaną Planetę i uświadomił sobie, co tak dobrze zatrybiło w Iron Manie 1: spuszczenie ze smyczy Downeya Juniora i dystans filmu do samego siebie. No i w dwójce postanowił te dwie rzeczy podkręcić nie ruszając wiele więcej.

Jak wiadomo, podstawowa zasada sequela to bigger, better, faster. Niestety często kończy się albo totalnym overloadem zmysłowym widza (Piraci z Karaibów 3, Spider-Man 3) albo – w bardziej ekstremalnym przypadku – zapadnięciem się filmu pod własnym ciężarem, kiedy zmienia się on w pulpę pikseli (Transformers 2). Nie wiem jakim cudem, ale średnio – jakby nie patrzeć – doświadczonemu reżyserowi udało się uniknąć tej mielizny i nacisków studia i stworzył sequel co najmniej na poziomie, a powiedziałbym nawet przebijający oryginał. A pamiętajmy, że scenariusz i pre-produkcja filmu powstawała w harmonogramie tak chorym, że sam Favreau początkowo chciał sobie całą zabawę odpuścić.

Mały zderzacz hadronów

Jak poprzednio, nasz Tony Stark robi za drzewo wiedzy dobrego i złego, bo i tym razem źli goście bazują na jego własnej technologii. A zły w tym odcinku jest głównie Whiplash czyli Ivan Vanko, syn dawnego wspólnika Howarda Starka. Dzięki staremu dysponuje on siermiężną wersją arc reactora, którym napędza własny egzoszkielet i wszystkotnące biczyki, które to mają mu pomóc ukoić żądzę zemsty. Drugim przeciwnikiem jest Justin Hammer (Sam Rockwell, niezły, acz usilnie udający Gary’ego Oldmana), dawniej główny konkurent Starka w kontraktach zbrojeniowych, obecnie główny dostawca gunów dla Ameryki. Nie trzeba wyjaśniać, że bardzo pragnie on stworzyć własną wersję stroju Iron Mana i angażuje do pomocy Złego Ruska, co owocuje problemami. Na marginesie dodam, że firma Hammera była w stanie wyprodukować tzw. lekkiego miniguna, instrument znany dotychczas głównie z filmów niezależnych produkcji polskiej.

Zawsze możesz być moim skrzydłowym!

Film w zabawny sposób nawiązuje do RoboCopa 2 pokazując różne niespecjalne udane próby skopiowania – irańską, północnokoreańskiego steampunkowego mecha czy wersję Hammera, przeznaczoną dla gimnastyków; również sama scena demonstracji gotowych robotów Hammera przed publicznością zalatuje RoboCopem dość mocno. Domyślam się, że taki też jest wymóg kanonu Iron Mana – jego przeciwnikiem musi być najwyraźniej zawsze ktoś w analogicznej zbroi, ewentualnie jakiś robot, co oczywiście trudno uznać za wadę.

Do pomocy w tym odcinku Iron Man dostaję kolegę War Maszynę, którego wprowadzenie następuje podczas dość wypasionej sceny imprezki w domku Starka. W tej roli pojawia się oczywiście Rhodes, natomiast w jego roli Don Cheadle, u którego poza kolorem skóry trudno doszukać się podobieństw do poprzedniego odtwórcy tej roli. Cheadle strasznie stara się naśladować manierę Howarda, ale nie zmienia to faktu, że do roli po prostu nie pasuje i widząc każdą scenę z jego udziałem miałem przed oczami głównie Hotel Rwanda. Pewnie dlatego Rhodes większość czasu w filmie spędza albo poza kadrem albo w zbroi. Inną niespecjalnie trafioną rolą jest Scarlett Johansson jako Black Widow. Pani niestety nie ma w filmie za wiele do roboty, za wiele do powiedzenia i generalnie pełni rolę popularnej ostatnio paprotki. Pewnie, fajnie patrzeć jak się wygina w obcisłym kombinezonie, ale niestety przez większość filmu jej postać sprawia wrażenie manekina. Zapewne taka była koncepcja postaci, ale dziwię się, że topowa jakby nie patrzeć aktorka pozwoliła się tak kiepsko ustawić.

Sdziełano w S.S.S.R.

Skoro już bredzę o postaciach drugoplanowych, to zapewne każdego ucieszy istotny tym razem udział Nicka Fury w osobie Samuela L. Jacksona i generalnie mocno wyeksponowany wątek S.H.I.E.L.D. i Avengers. Także sam Pan Reżyser postanowił się nieco wypromować i jego postać mocno awansowała w ilości czasu antenowego podczas filmu, trzeba przyznać, że całkiem zabawnie.

Natomiast, jak każdy się domyślił, Rourke jako Zły Rusek mega winduje w górę wszelkie niedostatki obsadowe. Rourke w odróżnieniu od reszty obsady wziął swoją rolę śmiertelnie poważnie (wycieczka do ruskiego mamra, szczegółowy background tatuży), co jednak nie przeszkadza mu być bad-mutherfuckerskim wrogiem komiksowym. Generalnie uważam, że Rourkowi bardzo dobrze zrobiło aktorskie przejście z segmentu lowelasów do segmentu żuli, bo teraz dopiero może rozwinąć skrzydła – i to niespecjalnie się powtarzając.

Fajne gadżety

W odróżnieniu od wielu reżyserów kina akcji Favreau pojmuje bowiem, że fajne postaci potrafią pociągnąć każdy film. Dość radosna postać Starka musi zatem ulec lekkiej ewolucji, choć niestety jeszcze nie całkiem w stronę komiksowego kieliszka. Pomimo sukcesów Iron Mana Stark staje tu przed poważnym problemem egzystencjalnym, gdyż okazuje się, że jego sztuczne serce może nie pozwolić mu na takie balowanie, jak się spodziewał. Perspektywa rychłego kopa w kalendarz skłania go do różnych raptownych działań, a także do ciekawego rozwoju relacji z Pepper Potts – tu ich dialogi, podobnie jak w jedynce są bezcenne. W filmie w ogóle mamy kilka niespodzianek w temacie postaci, które potrafią pozytywnie zaskoczyć nawet uważnego oglądacza trailerów. Warto dodać, że coming out Starka w końcowych scenach jedynki natomiast bynajmniej nie wpływa właściwie negatywnie na jego ajronmenową działalność.

Tak się schlałem przed kinem,
że tej sceny nie pamiętam

No ale na koniec wracając do akcji: jak wiadomo w pierwszej części filmu zawsze „wprowadza się świat i postacie, więc niewiele można pokazać”, za to dopiero „w drugiej pokażemy na co nas stać”. IM2 zupełnie nie trzyma tej formuły. Jak wspomniałem na początku, doświadczenie i większa kasa pozwoliła raczej na dopracowanie i usprawnienie sequela w istniejących ramach, a nie na rozdmuchanie go do nie wiadomo jakiego rozmachu. Dzięki temu otrzymujemy bardzo fajną walkę finałową, która jest i wypasiona i nie nuży (w przeciwieństwie do lekko kameralnego pojedynku z jedynki). Wprowadzenie War Maszyny również pozytywnie podbudowuje tutaj istniejący buddy wątek Starka z Rodhesem. Także inne sceny akcji są na poziomie jedynkowym jednak lekko podkręcone – wyścig na torze w Monaco zamiast ucieczki z Afgana, budowanie nowej wersji zbroi zamiast budowania starej itp.

Iron Man 2 to wypas film idealnie zapięty niemal pod każdym względem. Poprawiono wszystko co nie domagało w jedynce (acz dodano kilka nowych wad), wszystko wylistwiono i wypolerowano – świeci się jak Iron Manowi zbroja. Polecam.

Ocena (1-5):
Pochwała wynalazczości:
5
Akcjyjki: 5
Postacie: 5
Fajność: 5

Cytat: I want one.

Ciekawostka przyrodnicza: Część storyboardów do filmu robił sam Genndy Tartakovsky.

Written by: Commander John J. Adams

 

Komenty FB

komentarzy

Komercha

16 Komentarze(y) na Iron Man 2

  1. Wojenna Maszyna rulez! Powtórzę wypowiedź z forum:
    Dlaczego nigdy nie może pokonać wroga napierdalaniem mu w ryj, tylko trzeba znaleźć z przyjacielem jakiś ryzykowny sposób na użycie mocy przyjaźni, i wspólnie pokonać wroga? Nie można mu po prostu z minigatlinga napierdalać w ryj aż upadnie?

  2. No proszę, a mnie natłok wrażeń zmęczył. Nie bardzo, ale jednak. To, co dla Komandora kameralne, dla mnie jest widać w sam raz 🙂

  3. Kolejna majowa recka i po raz kolejny zgadzam sie z Komandorem! …Ave Nick Fury!!

  4. Film jest gorszy od jedynki. Zbyt zabawny (kto zobaczy przyjęcie urodzinowe Starka i taniec ala CIPendejls ten zrozumie), za dużo slapsticku i głupiego humoru. Za mało Scarletki! Ironowi przydałby się jakiś konkretny łomot designerski, bo część trzecia (a taka powstanie) będzie zabawniejsza niż "Chłopaki nie płaczą".

    A Rourke to fajny typ.

  5. Protestuje przeciw FPMS!!!

  6. Nikt na ZP nie świętuje?

    urodzinki Christiny Hendricks 😉

  7. Urodziny Kryyystynyyy??! Jeszcze dwie godziny zdąże wysłac bukiet!

  8. No jak jest rekoendacja, to trzeba się wybrać…

  9. Podobało mi się w ryj.

    Strasznie mje się podoba jak ktoś weźmie jakiś fajny utwór i nakręci pod niego kult scenke – tu dostałem to aż trzy razy.

    Jedyne co, to finałowa walka z dronami przy strumyku coś za krótka ak dla mje. Ledwo zdążyłem sie w nią wkręcić a tu już koniec.

  10. Chyba wam suty wylizali i pytą to policzku smyrali ! ! !

    Nijak do 1 się ma. Znaczy może zbyt mocno napisane, da się to oglądać ale nie przerosło to pierwszej części.

    Dialogi? Jedyny dobry dialog to na samej końcówce na scenie z dachem.

    Reszta też nie powala na kolana. Scena walki w japońskim ogrodzie straszny niedosyt budzi.

    Nie wiem… może dlatego tak prawię, że przed IM2 Kick Assa widziałem, który rozpierdolił mnie na łopaty. Porównałbym ten film do Watchmenów na wesoło.

  11. Oceny różnych nieistotnych rzeczy są, jak fajność czy postacie… ALE nie ma najważniejszego,

    Scarlet: ?

  12. Scarlett szwenda się po planie i robi za scenografię. Nie ma nawet czego oceniać, no chyba że choreografię.

  13. Rozumiem, że Scarletka nie pokazuje ani milimetra cycka ?!?!?! 😐

  14. No to jednym słowem nie ma po co oglądać, a tak na nią liczyłem.. 😮 😐

  15. Moim zdaniem totalna klapa. Favreau chciał chyba odejść od schematu filmów o bohaterach, w których po pierwszej części najważniejsi stają się przeciwnicy, a sam bohater jest tylko tłem. No i wyszła mu z tego nudna, nieskładna papka. W filmie jest milion wątków i żaden nie dominuje, przez co wszystko się rozmywa. A wystarczyło skupić się na postaci Whipslasha bez tych wszystkich idiotyzmów o nieszczęśliwym dzieciństwie, problemach w senacie, chorobie itd. itp.

    Twórcy spieprzyli nawet coś czego, teoretycznie, spieprzyć się tu nie dało – sceny akcji. Są w sumie tylko dwie główne, z czego jedna (Monaco) była w dużej części na YouTube przed premierą. Na końcu mamy 5-minutowe pif paf z którego i tak nic nie widać bo montaż i ujęcia są zrobione jakby operator chciał pozabijać wszystkich epileptyków na sali. Nie wspominając o żałosnej scenie walki wręcz między Iron Manem i War Machine na imprezie u Starka. Żenujące prawie tak jak taniec funderwhacking w nowej Alicji.

    Film dziurawy jak szwajcarski ser, nieskładny i najnormalniej w świecie nudny.

  16. Po lekturze ostatnich recek można odnieść wrażenie, że Kamandir JJA po żałobie odzyskał radość z oglądania nerd filmów 🙂

Dodaj komentarz