Expendables, The

Tytuł: The Expendables
Produkcja: USA, 2010
Gatunek: Ludobójstwo
Dyrekcja: Sly
Za udział wzięli: Sly, Arnold, Bruce Willis, Statham, Jet Li, Dolph Lundgren, Eric Roberts, Cordelia, Angel, Randy Couture, Steve Austin, Terry Crews
O co chodzi: Fernandez must die

Trademark: Arnold

Jakie to jest: Człowiek jest stworzeniem szczególnym – jako jedyne na świecie ogląda dla przyjemności śmierć innych przedstawicieli swojego gatunku. Kiedyś miało to formę np. walk gladiatorskich, obecnie funkcję tę pełnią filmy pokroju Expendables. Będąc zatem prawdziwym człowiekiem z przyjemnością obejrzałem festiwal ludobójstwa, który zafundował nam w swoim dziele Sylvester Stallone.

Powiem szczerze – po ostatnim Rambo spodziewałem się, że Expendables będzie lepsze. Oczywiście jest to kompletnie inny film, ale można było przypuszczać, że Stallone osiągnął pewien poziom kunsztu filmowego – a tutaj tego nie widać. Generalnie film to jedno wielkie fanvideo i jest tak kręcony. Narracja i tempo to jeden wielki chaos i tylko dzięki prostactwu „fabuły” jest on zrozumiały. Dialogi są katastrofalne, a te w założeniu dowcipne -potwornie wymęczone. Dobre one-linery praktycznie nie istnieją – sztandarowym przykładem jest tu scena pod hasłem „minuta Arnolda i Willisa”, która nie dość że fabularnie absurdalna, to jeszcze opatrzona strasznymi tekstami i cała nakręcona w duchu „Chłopaki, załatwiłem Arnolda na 5 minut do filmu, ale będzie kult”.

Trademark: Wybuchy

Dialogi dramat, postacie też dramat , jednak Expendables to film wielki. Po pierwsze dlatego, że jest pełną i świadomą kwintesencją sztampy kina lat ’80. Mamy tu wszystko: napakowani bohaterowie, zły dyktator republiki bananowej, zły agent CIA, egzotyczna laska robiąca za tło, instalacja dziesiątek przyklejanych bomb do późniejszego odpalenia, milion żołdaków do odstrzału i strażnicy strącani wybuchem z wieży. Wszystko to wspaniale typowe i znane do bólu, a jeśli dodać do tego wzmiankowane suche dialogi i nieistniejącą fabułę – otrzymujemy cudowną esencję gatunku, w której żaden element nie wypycha się przed szereg.

Po drugie Expendables to absolutnie nasterydowana megaepiczna akcja. Jest to właściwie jedyny przejaw modernizacji klasycznej idei. Montażowa sieczka (w pozytywnym sensie), tempo i choreografia scen akcji (choć kameralnych) naprawdę walą w łeb. Mamy tu takie wspaniałości jak znane z klipów superszybkie rozstrzelanie porywaczy na statku czy bijatyka zakończona efektownym „strzał z guna w nogę i zanim upadnie – drugi w bańkę”. Zasadniczo więc, jeśli ktoś jest wrażliwy na ludzką krzywdę, powinien sobie raczej ten film odpuścić.

Trademark: „Laska”

Z drugiej jednak strony nasi bohaterowie walczą właśnie z ludzką krzywdą, co nadaje przesłaniu filmu głęboki i wielopłaszczyznowy charakter. Podobny manewr zresztą ten sam twórca zastosował w Rambo – widz zostaje tak naepatowany złem czynionym przez złych bohaterów, że z wielką radością obserwuje potem odpłacanie im przez rozstrzeliwanie i ćwiartowanie.

Kultowa w założeniach obsada generuje, delikatnie mówiąc, mieszane wrażenia. Większość ekipy Zużywalnych robi totalne tło dla Stallone’a – tylko Statham wyszarpał trochę dla siebie. W miarę składną postać ma Rourke, chociaż jego definiujący monolog wzbudza raczej radość niż refleksję. Na siłę próbowano dopisać jakieś tło do postaci Jeta Li i wyszło to dość żałośnie, ale powiedzmy że na poziomie zbliżonym do Joego Pesci z Lethal Weapon. Reszta to katastrofa – o Crewsie można powiedzieć tyle, że jest, podobnie jak o również Pesci-podobnym Couture. Pomijam to, że te ostatnie nazwiska pasują do ekipy jak wół do karety (musiałem sprawdzić na Wiki kto to jest), już Steve Austin jako evil enforcer bardziej pasował. Eric Roberts oczywiście błyszczy – szkoda, że błyszczy jedną miną i jednym tonem głosu. Tym niemniej jego wypowiedzi przejdą do chwalebnych annałów najczystszej sztampy rodem z ’80s (ponownie w pozytywnym sensie).

Trademark: Latynoska hacjenda

Jednak największy dramat to postać Lundgrena – kurde tak bezsensownego bohatera dawno nie widziałem. Jak to zwykle bywa, Dolph jest właściwie zły, ale to kolega i trzeba mu dać na zgodę. Cały jego wątek jest tak dziwaczny, że nie zamierzam się rozpisywać – trzeba to zobaczyć. Warto tu nadmienić, że Lundgren podobnie jak Rourke czy Stallone, pielęgnuje image wg hasła „podstarzały bohater musi mieć fryzurę z przetłuszczonych włosów”, no ale takie widocznie są wymogi estetyczne konwencji.

Laski generalnie w filmach Stallone specjalnej roli nie odgrywały – z wyłączeniem może Rocky’ego. Tu jest podobnie: Sly kontynuuje tradycję obsadzania podstarzałych panien z Buffy, tym razem w osobie Cordelii, która dzielnie znosi standardową rolę panny z tła. Wspomniana już egzotyczna „piękność” będąca tu ważnym katalizatorem fabularnym pozostaje… ważnym katalizatorem fabularnym. No time for love, Dr. Stallone, time to kick some ass.

Trademark: Muły

Wrażenia Najwspanialszej Dekady Kina dopełniają zdjęcia i widoczki typowych zasyfiałych US-alejek, uliczek i estakad będących areną strzelanin i pościgów. Również muza rodem z epoki (albo raczej rodem z lat ’90) pięknie bombastycznie wspiera epę na ekranie.

Expendables mimo wszystkich swoich słabości (być może zamierzonych – ale wątpię) to arcydzieło. Przede wszystkim wspomniane już, autoparodystyczne skopiowanie czystej konwencji z minimalnymi tylko współczesnymi naleciałościami. Mamy tu motywy ze stu klasycznych filmów (z przewagą może Commando) i ukoronowanie akcji strzelaniną, gdzie ma miejsce regularna eksterminacja enemy, często nie próbujących nawet stawiać oporu naszej ekipie. Nie ma to za wiele wspólnego ze stylistyczną apoteozą kultu wojownika z Rambo – ale i tak zapewnia cholernie dobrą zabawę.

Ocena (1-5):
Imitacja: 5
Kunszt filmowy: 2
Scenariusz: 3
Fajność: 4

Cytat: It’s too sad to talk about it.

Ciekawostka przyrodnicza: Wspomniany w briefingu opis akcji „To hell and back” jest jak pamiętamy jednym z 10 tytułów Rambo, który chodził Stallone’owi po głowie.

Written by: Commander John J. Adams

 

Komenty FB

komentarzy

Komercha

23 Komentarze(y) na Expendables, The

  1. Fragment o onelinerach – trochę mnie dziwi, że w zestawieniu z wybuchami i fabułą otrzymujemy typowy film w stylu lat 80, podczas gdy te akurat charakteryzowały się w dużej części świetnymi tekstami -[i] if it blid we kud kill it[/i], albo [i]pamiętasz jak mówiłem, ze zabije cie na końcu.. skłamałem[/i]. Ten fragment gryzie mnie w oczy!

  2. Ale Terry Crews biega z AA-12!!! I pomaga Sly'owi zniszczyć latajacą maszynę!

  3. Ej, coś mi się wydaje, że te teksty były świetne głównie dlatego, że mieliśmy po 10-12-15 lat 😉

  4. Teksty są nada świetne. BTW. [url=http://kuvaton.com/browse/15512/the_expendables.jpg]that's strejndż[/url].

  5. Nie rozumiem przyczepki do tekstów, nie widziałem dobrego filmu akcji z jakimiś sensownymi dialogami, albo jedno albo drugie. Że nie ma kult one-linerów to prawda, ale były hasła z których można było się pokulać, oczywiście w kinie bardziej można rozluźnić zwieracze niż oglądając DivX'a.
    Rambo IV zdecydowanie lepszy i bardziej epicki, ale Expendables daje radę, a sceny które zostały dodane dla kultowości spełniają taką rolę. Postacie też niektóre dodane widać na siłę ale i tak się przyjemnie patrzy. Są wszelkie elementy kina akcji, dawno się tak nie wybawiłem (i naśmiałem) w kinie, na John Rambo ostatnio, a wcześniej na Terminatorze 3.
    Dodam jeszcze (co można było bliżej zgłębić na filmach od Slya na youtubie), że niektórzy z common enemy to zawodnicy UFC, np taki co to naszemu mistrzowi olimpijskiemu w Judo nahuśtał.
    Wybuchy pierwsza klasa, dużo, głośno, rozpierdolczo, strzelaniny (zwłaszcza jedna z akcji :D) z efektami widocznymi na enemy, użycie niekonwencjonalnych środków.
    Film godny polecenia, nie posiadający żadnej konkurencji w kinie.
    Oby Stallone dalej szedł tą drogą!!

    P.S. Potwierdzam "jakość" tłumaczenia o której mowa na forum, mały przykład:
    Stallone po wyjebaniu ammo wyrzuca spluwe i pado "I'm out" napis na ekranie w kinie mówi nam "wychodzę". To tylko jeden z przykładów pro translacji.

  6. @ smutny
    O, pewnie że są. Ale gdybym po raz pierwszy usłyszał coś w rodzaju "you're the disease and I'm the cure" mając 30 lat a nie wczesne naście to całkiem możliwe, że uważałbym inaczej.

  7. Ja jako cytat dałbym: "Tu masz numer mojego konta. Pomoże Ci odbudować państwo" 🙂

    Polska stronka filmu kwalifikuje się do buractwa roku.

  8. Trudno komentować bez sypania spoilerów. Film podobał mi się, ale dlatego że w zasadzie dostałem to co chciałem. To typowy obraz na imprezę, albo na poprawienie nastroju i wspominki. Jak wyjdzie na DVD – kupię. Jako, że film oglądałem za granicą, nie doznałem czerstwego tłumaczenia jeszcze bardziej czerstwych dialogów, więc się nie wypowiem ;-). Tak, to parodia, te macho teksty wypowiadane niskim głosem… W mojej ocenie i tak było za dużo bab – wątek z lubą Turkisha całkowicie zbędny. Dolpha, jak i zakończenia nie komentuję, ale tak jak Comandier pisze – WTF? Mimo wszystko Dolph jako ćpun-psychopata gra poprawnie. Sly… Wygląda zakakująco dobrze, jak pokazał plecki do tatuażu to myślałem że to body double ;-). Mickey – ten to ma fantazję co do wizerunku, mi się podobałjego emocjonalny monolog i to co z niego wynikło tłumaczy motywację Sly. Anonimów znanych w USA (tam jacyś goście z NFL i UFC są, ta?) nie komentuję. Brakowało chyba Senseja, JCVD i Machete. Li mogli sobie w sumie darować, bo jego postać jest dziwna. No, ale jakby mieć taki gwiazdozbiór to byłby prawdziwy orgazm… CGI słabe, niektóre ujęcia lipne – Sly biegnący po pomoście (zbliżenie na niego) fejkowy dym widać na kilometr. Płomienie też jakieś nie tegez (przy najeździe na facjatę, płonie ognisko płonie…), ale generalnie – fajny film. W kilku miejscach mnie zaskoczył, chociażby rzeczona scena na pomoście – myslałem sobie, jakby ją tu uepicznić w duchu lat 80 – tego co zrobił Sly z Turkishem nie wymyśliłem ;-). Ja tam chcę więcej, w szerszej obsadzie. Jednakże, nie kosztem Rambo, niech 5 powstanie. Najpepsze cytaty to z tego co pamiętam – 'he wants to be a president' i 'you should read more' no i inne, niektóre drewniane bardziej, niektóe mniej – wszystkie fajne.

  9. A jednak nie na urlopie … B)

  10. Na urlopie, ale niestety urlop rzadko kiedy jest stuprocentowy…

  11. Film nie podobał mi się.

  12. Byłem n tym czymś wczoraj i czuję się zbrukany. To nie jest film. To zlepek scen dla upośledzonych dresów, których podnieca że wszystko wybucha. Czekałem tylko aż ta banda dziadków po solarium odleci statkiem kosmicznym zostawiając za sobą eksplodującą planetę. Zdecydowanie pierwsze miejsce na mojej liście najgorszych filmów w historii świata. Zero scenariusza, zero sensu i jeszcze tak sfilmowane, że nic nie widać.

  13. Oglądanie trailerów pomaga się zorientować, czego można oczekiwać.

  14. Ja po seansie wyszedłem zadowolony, chcialem filmu akcji ze Slayem a nie Listy Schindlera, i dostałem. Jesli Sly zrobi part II gdzie (jak mowia ploty) bedzie druga ekipa Arniego (w co watpie) albo Willis jako główny zły – i tak i tak na to pójdę.
    Co do tlumaczenia – wiem wiem, narzekacie ze było złe, mimo to ja oglądałem film w oryginale (nawet ang. napisów nie było) i musze ponarzekać ze k**wa Sly mógłby czasami mówić normalnie a nie bełkotać bo czasami miałem wrażenie że mówi w innym języku!

  15. Film obejrzałem z prawdziwą przyjemnością mimo niedociągnięć o których już pisaliście i mam jedno ale. Mianowicie zabrakło mi poczucia, że opowieść jest "na poważnie". Sly o wiele lepiej nawiązałby do klasyki, gdyby postarał się opowiedzieć historię tak, jakby na prawdę mu na niej zależało, jak w RIV. Prosty przykład: gdy widzimy ex-kumpla Arnolda w Commando, złych panów w American Ninja itd. to chłopaki starają się być źli do kwadratu, a tutaj? Angel z Dextera? Gdzie iluzoryczna równowaga 1000 na 1? W tym moim zdaniem tkwi drewniactwo (ale wymyśliłem) filmu, że wiemy od początku, iż Sly zrobił film, ale tak nie do końca się do niego przyznaje. Gdyby rzucił się w wir konwencji, starannie dobrał ekipę, dopracował ewidentne wpadki, o których pisaliście, to mielibyśmy prawdziwe arcydzieło. A tak "tylko" fajny film.

  16. Ciekawe czemu kunszt filmowy tak nisko… Zdjęcia niedobre? Montaż zły? Ze scenografią coś nie tak?

  17. Może chodzi o to, że w niektórych scenach nie widać co się dzieje na ekranie, kamera za blisko, światło do dupy.

  18. film mi sie bardzo podobal

  19. Ja tam wszystko widziałem.

  20. ze spoilerami:
    film podobał mi się. może tylko faktycznie jakiegoś one linera brakowało. co do Dolpha, to mi akurat pasowała jego postać. trochę żałuję, że to jednak on zdradził, bo to było zbyt oczywiste, Sly mógł zrobić z niego takiego red herringa, ale i tak fajnie jego postać rozwiązali. cieszę się, że będzie w niemal pewnym sequelu.
    najmniej mi za to pasował Steve Austin, który przez cały film (poza niezłymi scenami walk) tylko stał z głupią miną i rękami specionymi na jajkach. rozwaliło mnie za to, że Crews, były futbolista, na koniec rzucił rakietą jak piłką 😀
    cały film był kręcony na zasadzie "skrzyknijmy kogo się da i nakręćmy dla jaj mega film akcji" i tak też wyszło. akcja jest miodna, a po reszcie scen widać, że chłopaki robią sobie jaja z siebie nawzajem i z konwencji i się przede wszystkim dobrze bawią.
    jeśli zrobią dwójkę, pójdę na pewno.

    @Frasier Crane: a ja tam wolę, żeby Sly zostawił już Rambo w spokoju, bo czwórka pięknie kończy serię powrotem Johnny'ego do domu.

  21. Rambo nie tykać, lepiej Exploatować teraz Expendables, potencjał jest a i pare znanych gemb jeszcze zostało do podłączenia. Van Damme numer jeden, idealnie w roli przylizanego żigolo w skórze!!

  22. film mi się podobał:). jedynie czego mi brakowało to Dolpha ze swoją armatą we wszystkich zadymach, co do znanych gemb to zamiast van dama który się wypioł na ten film można by było odkurzyć słynnego pogromce wojowników ninja Dudikofa:)

  23. Film super, szkoda, że już takich nie kręcą!

Dodaj komentarz