Prometheus

Tytuł: Prometheus
Produkcja: USA, 2012
Gatunek: Fantastyczno-naukowy
Dyrekcja: Ridley Scott
Za udział wzięli: Dziewczyna z tatuażem, Magneto, AEon Flux, Heimdall, Memento-man
O co chodzi: Lecimy na nieznaną planetę

Głowa mnie boli

Jakie to jest: Na szczęście już po Euro, tak więc dystrybutor z czystym sumieniem mógł dać do polskich kin Prometeusza. Czy warto było czekać, a nawet jechać za granicę, aby obejrzeć film razem z cywilizowanym światem? Nie do końca.

Miało być tak pięknie: tak jak Cameron zrobił artystyczno-ambitną (w swoim mniemaniu) wersję Aliens w postaci Avatara, Scott postanowił stworzyć wysokoprofilowanego SFa na bazie Obcego. A ponieważ sama seria Aliena była już wyświechtana, zrobił od niej krok w bok, chcąc osadzić swoje opus magnum na bardziej neutralnym tle. Tak więc mogliśmy się spodziewać uniesień co najmniej na poziomie Blade Runnera, a może nawet ultymatywnego filmu SF.

Jednak już po pierwszej scenie wiadomo, że dalej nie będzie najlepiej. Ładne krajobrazy, w które wkracza sobie mimochodem kosmita. Jasne, w filmie SF kosmita to żadna rewelacja, ale wypadałoby go wprowadzić z ciut większym wyczuciem – w Prometeuszu natomiast wpada on na ekran bezceremonialnie niczym listonosz, świecąc swoim obcym ryłem. Już w tym momencie zapala się lampka „Shit Alert”.

In the pipe, five by five

Obawy te potwierdza kolejna scena, wyreżyserowana zapewne gościnnie przez Emmericha lub Paula W.S. Andersona, w której młodzi naukowcy dokonują Epokowego Odkrycia. Fast Forward na pokład Prometheusa, gdzie Scott serwuje nam kolejne Andersonowskie kawałki. Niby przez kolejne 45 minut nie jest tak źle, ale początek na statku służy chyba tylko upewnieniu widza, jak gargantuiczna przepaść dzieli Prometeusza od Aliena – świadomość ta będzie nam już towarzyszyć do końca filmu, podobnie jak unoszący się nad nim duch Paula W.S. Co z tego, że design statku i sprzętu jest świetny, skoro jest on nam zaprezentowany w wizualnie płaski i mdły sposób – sety są ładnie i intensywnie oświetlone, aby 3D się dobrze nagrało. Możemy zapomnieć o grach kolorów i ostrych świateł, mrocznych korytarzach i błyskach stroboskopów ze starego Scotta – tu dostajemy grzeczne serialowe, płaskie nudne wnętrza w trójwymiarze, trochę tylko doprawione dla kontrastu jaskrawymi kolorami. Już po pierwszych dialogach wiemy też, że Nostromo to to nie będzie. Statek posiada rzekomo 17 osób załogi, z czego pewnie 12 do końca filmu stanowić będzie anonimowe tło, a reszta będzie toczyć ze sobą abstrakcyjne dialogi nie na temat.

Załóż krawat jak ze mną rozmawiasz

Kolejny problem to planeta, na której ląduje nasza dzielna ekspedycja. W Alienie planeta była niemalże pełnoprawnym bohaterem filmu – z własną charakterystyką, tajemnicą, którą stopniowo poznawaliśmy, nie mówiąc już o wizualu. Tutaj mamy: „Ta planeta na hologramie wygląda tak, a za oknem tak. Lądujemy. O, wylądowaliśmy akurat koło tajemniczych budowli”. Czas na rzeczonej planecie schodzi naszym bohaterom na jeździe w tę i nazad masseffectowskim samochodzikiem, tudzież błąkaniu się po strukturach kosmitów – pozbawionych zasadniczo alienowskiej tajemniczości i klimatu (ale za to w 3D).

Śpimy sobie

Ale to wszystko jeszcze nic. Jestem w stanie przeżyć kiepską prezentację fajnych dekoracji i kompletny brak zaangażowania widza w akcję. Co mnie najbardziej wkurzyło, to jakiś totalny bełkot koncepcyjny w temacie załogi Prometheusa. Jakby nie patrzeć, postacie są kluczowym elementem każdego filmu, a w filmie „ekipa na misji” kluczowa jest cała załoga. Jednak jak już zaznaczyłem, załoga jako taka tu nie istnieje. Dialogi nie mają nawet 1% naturalności, którą słyszeliśmy i widzieliśmy na Nostromo – nie tylko same teksty, ale też ich przedstawienie na ekranie wypadają przy Alienie jak reklama proszku do prania z aktywnym tlenem. Zbieraninę postaci w ogóle trudno nazwać załogą, gdyż nie ma tam żadnej struktury ani dyscypliny. Co najmniej trzy różne osoby deklarują się jako dowódcy wyprawy, skutkiem czego nie dowodzi nikt i każdy robi co chce. Niektóre postacie, znudzone w trakcie misji eksploracyjnej, postanawiają wrócić na statek i idą przez nikogo nie zatrzymywane.

„To są piramidy trzech różnych cywilizacji…”

Ewidentnie widać też pióro Damona Lindelofa, czyli scenarzysty Losta: bohaterowie mając odpowiedzi na wyciągnięcie ręki postanawiają jednak ich nie poznawać i w ogóle ze sobą nie gadać. Ludzie działają w 1-2 osobowych grupach kompletnie nie komunikując się ze sobą i nie dzieląc się nawet doniosłymi faktami. Jedna z postaci po dość intensywnej przygodzie medycznej przechodzi nad nią do porządku dziennego nie wdając się nawet w dwuwyrazowy dialog z osobami, które zafundowały jej tę sytuację, ani z kimkolwiek innym. Postacie, które w jednej scenie walczyły i goniły się po statku, w kolejnej gadają na luzie jakby nigdy nic. Inne postacie znikają na 20 minut z ekranu w kluczowych momentach filmu i niewątpliwie grają w swoich kabinach w Eurobusiness. Wydarzenia dzieją się w dzikim tempie jedno po drugim – ledwie nadąża za nimi kamera, a co dopiero bohaterowie, którzy do większości zdarzeń podchodzą mocno bezrefleksyjnie. Dość ważna postać ginie w tragiczno-samobójczych okolicznościach, jednak jej śmierć przedstawiona jest tak z buta, że nie robi wrażenia ani na widzu, ani współzałogantach. Jest to ten sam brak elementarnego filmowego dramatyzmu, który towarzyszy nam od kosmity w otwierającej scenie aż po sam koniec – co powoduje, że widz właściwie ma gdzieś akcję i postacie. W Alienie przez 3/4 filmu cała załoga definiowała i rozwiązywała wspólnie problem – tutaj problemów jest kilka razy więcej, ale nikt nie widzi potrzeby ich zespołowego pokonania, ani nawet zakomunikowania. Pod koniec filmu akcja Prometeusza sięga surrealistycznego zenitu, podczas którego padają wszelkie ramy fabularne i charakterologiczne – a jedna z postaci ginie w idiotyczny sposób tylko dlatego, że nie ma już nic do roboty w filmie. Naprawdę takiego bełkotu spodziewałbym się może po Andersonie, a nie po Scotcie – w porównaniu z Prometeuszem, AVP to szczyt spójności i głębi postaci.

Posłuchajcie jak śpiewam

No ale poza mierną prezentacją, jak fabuła? Otóż jest to wielka nowość – Daniken. Tak tak, nie ma lipy, kosmici stworzyli życie na Ziemi, sorry za zaspoilerowanie tej epokowej rewelacji. Co do szczegółów, ponownie Paul W.S. Anderson nisko się kłania: kolejny stary Weyland postanawia czegoś dokonać w życiu szukając kosmitów w swoim ostatnim akcie. Niestety fabuła filmu jest na maksa przewidywalna i każdy, kto obejrzał trailery, zna już ją właściwie w całości. Jedyne zaskoczenia wynikają z idiotyzmu scenariusza i uber-idiotyzmu zakończenia. Żeby było zabawniej, starego Weylanda gra Guy Pearce w żałosnej charakteryzacji dziadygi. A czemu nie prawdziwy dziad? – zapytacie trzeźwo. Otóż moi drodzy, Pearce miał też zagrać w określonych scenach jako młody Weyland, ale owe sceny wyleciały z filmu. Mamy zatem niepotrzebnego sztucznego dziadka w make-upie rodem z TOSa. W realizowaniu swojej światłej wizji Scott nie bierze jeńców – pożegnajmy się zatem z mitem słoniowych Space Jockeyów. Dlaczego? Otóż Jockeye pojawiają się w filmie, a Scott stwierdził, że przecież widz nie będzie chciał patrzeć ani nie zrozumie jakichś dziwacznych słoniowców. A że pojawiają się może przez 2 minuty czasu ekranowego, gdzie równie dobrze mogłyby być wielkimi bryłami – tego już reżyser nie wziął pod uwagę. Dobrze przynajmniej, że te neo-Jockeye jakoś wyglądają i w kategorii „design kosmity” jeszcze trzymają sensowny poziom.

Commander Shepard do usług

Jak wiadomo, Scott potrafi stworzyć spójne i wiarygodne fantastyczne światy. Na przykład takie, gdzie jedna osoba może oglądać sny drugiej osoby i ta druga osoba widzi we śnie siebie w trzeciej osobie. Albo takie, gdzie ekipa wysyłana w misję badawczą wszech czasów składa się w połowie z osób niezrównoważonych, pomijając ich wspomniane już problemy z komunikacją i strukturą dowodzenia. Żeby jednak zostawić na filmie parę suchych nitek wspomnę, że designersko i wizualnie Prometheus wymiata: zarówno sam statek, jak i planeta oraz budowle ufoludków mocno trzymają poziom Aliena. Efekty też bez zarzutu, zwłaszcza, że jest ich sporo (np. dorysowane ludziom hełmy kosmiczne w niektórych scenach, co z drugiej strony owocuje blooperami). No ale jak wspominałem, wszystko to przedstawione zdjęciowo w sposób nie mający zbyt wiele wspólnego z wcześniejszą twórczością Ridleya.

Kosmiczne wazony

Poziom trzyma również kilka postaci – nie mówię tu o pani Głównej Bohaterce, która mniej więcej od połowy filmu staje się postacią komediową i raczej do klasy Ripley nie aspiruje. Natomiast błyszczą sztuczny człowiek David (Fassbender) i korpo-sucz Vickers (Charlize Theron). Ich postaci jako jedyne są zarysowane wyraźnie (może dlatego, że są w sumie niezbyt złożone), mają dobre dialogi i są świetnie zagrane. Dobrze ilustruje to dialog pomiędzy nimi „w niebieskim korytarzu”, który pojawił się zresztą jakiś czas temu jako klip promocyjny. Trzeba przyznać, że scenarzyści postarali się, aby David był androidem odmiennym od wszystkich dotychczasowych w serii i jego postać chyba jako jedyna zasłużyła na ich dogłębną uwagę (choć z drugiej strony jego czyny są oczywiście również skażone głupotą całego scenariusza). Z kolei pani Vickers też przechodzi w filmie ciekawą drogę zaakcentowaną przewidywalnym na godzinę wcześniej punktem zwrotnym.

Prawie jak Firefly

A jak to się ma do w sumie Aliena? No jakoś się ma i jest pewnie nawet kompatybilne. Aczkolwiek szczegóły ciężko podać, gdyż film z pewnością nie jest bezpośrednim prequelem wydarzeń z Nostromo. Chyba, że sam Scott już zapomniał swój stary film i wydawało mu się, ze jedno przechodzi teraz w drugie – sorry panie reżyserze, nie przechodzi. Na jakimś etapie scenariusza pewnie był to bezpośredni prequel, ale potem postanowiono go nieco udziwnić i oddalić od znanych nam realiów.

Niestety: Ridley Scott definitywnie upadł i raczej się już nie podniesie. Wiernie skopiował on schemat twórczości Johna Carpentera: czad-czad-czad-shit-czad-shit-czad-shit-shit-shit. Nie widzę innego wytłumaczenia dla tej sytuacji jak to, że dziadek Ridley powoli traci kontakt z rzeczywistością i nie wie, co się wokół niego dzieje. Z pewnością reżyser ten nigdy nie zniżył się do obejrzenia AVP – co w sumie szkoda, może wtedy uniknąłby quasi-rimejkowania tytułu, którym gardzi. Scott przespał najwyraźniej 30 lat SF, które minęły w czasie jego nieobecności w gatunku i wydawało mu się, że jak przywali ambitne w swojej opinii egzystencjalne kino, to klękną narody. Niestety panie Ridley – jak się pan nie nazywasz Kubrick, to tego typu wolty raczej nie wychodzą. Za to zostałeś pan filmowym Danem Brownem, wyważającym drzwi otwarte dekady wcześniej przez kogo innego. Co ciekawe, szeregowi widzowie, dla których SF to film o Marsjanach strzelających laserami z UFO, mogą wyjść z Prometeusza pozytywnie zaskoczeni. Niektórzy mogą nawet odnieść wrażenie, że byli na jakimś wielkim filmie poruszającym ważkie tematy (bo to kosmici zrobili ludzi, a ludzie Davida i to jest taka metafora, że ojej), a głupoty logiczne pozostają dla nich niezauważalne, bo w końcu w kosmosie i przyszłości wszystko jest inaczej. Niestety, ludzie obyci trochę z kinem, a fantastyką w szczególności takich partactw nie wybaczają. Scott, siadaj z tróją!

Ocena (1-5):
Design świata:
5
Design postaci: 2
Sharktopus: 2
Fajność: 3

Cytat: He said 'Try harder’.

Ciekawostka przyrodnicza: Wielce przezabawny jest fakt, że film dostał ostatecznie kategorię R, mimo, że był robiony ewidentnie pod PG-13: w komunikacji radiowej zanikają słowa na „F”, a gdy bohaterowie pokazują sobie „kosmiczne pozdrowienie” ich środkowe palce są poza kadrem.

Written by: Commander John J. Adams

 

Komenty FB

komentarzy

Komercha

34 Komentarze(y) na Prometheus

  1. Wizual i atmosfera filmu wgniatają. Dużo designu bazującego na Gigerze o czym Komandorze dziwnie zapomnieliście. Żadne Dystrykty 9 albo Moony pod tym względem filmowi nie podskoczą.

    Wolski – 5
    Scott – 4
    Lindeloff – 2
    Fajność – 4

  2. Nie wiem jak Moony czy D9 miałby by zamiar podskakiwać Prometheusowi pod względem wizualnym skoro to filmy za cholernie mniejszy budżet robione.

  3. Budżet Prometeusza wynosił połowę Avatara.

    Wytłumacz, czemu film Scotta pod względem wizualnym jest lepszy od tego kreskówkowego śmierdziela?

    Może dla tego że pieniądze nie grają tutaj aż takiej roli, hmm?

  4. Bo Cameron zachłysnął się technologią i zrobił pstrokatą 3D-kreskówkę.
    Scottowi 3D zostało pewnie wciśnięte na siłę i dlatego miał jeszcze tyle rozumu, aby położyć nacisk na przyzwoity design.

  5. We wszystkich wywiadach Scott zarzekał się że odwiedził Camerona na planie Avatara i będąc pod wrażeniem nowej technologii chciał zrobić swój własny film 3D.

    A prawdopodobnie wszystko rozbiło się o załatwienie sprawy drogiego sprzętu (Red Epic 5K) po starej znajomości.

  6. Acha, no to tylko rozszerza moją tezę nt. demencji Scotta. Szkoda chłopa.

  7. Morda mi się uśmiecha na samą myśl o tandemie biolog/geolog którzy najpierw łapią lęki przed wejściem do głównej komnaty , później gubią się w tunelach które sami skanowali a na koniec wracają do komnaty gdzie odkrywa się u nich żyłka odkrywców i głaskają kosmiczną kobrę 😀 . Ja tam to wciągam na BD , momentami bawiłem się jak na komedii (cała sala buchała śmiechem w niektórych scenach) , chyba nie tak miało być ale co tam 🙂 Recka świetna , warto było czekać.

  8. Filmu jeszcze nie widziałem, ale recka świetna i zobaczę tym bardziej. W sumie to piszę to jako postulat o więcej recek.

    Co do tego czy wcisneli 3D Ridleyowi, czy nie, to jeśli mu wcisneli, to już potem musial mówić, że jest super, bo po co tworzyć rozdźwięk między sobą a producentem? To jak sugerowanie na starcie, że to nie moje dziecko, więc się nie przylożyłem. Nie wiem, może naiwny jestem, ale wierze w Scotta. Jeszcze. Jednoczesnie uważam, że jak sie ma pewien wiek, to juz należy odpuścić sobie robienie filmów i dać porządzic młodszym.

  9. Dobra recka – fajność mimo wszystko 4 bo na bezrybiu i ośmiornica ryba.

    Szkoda potencjału, ale nie wierzę w absolutną moc sprawczą reżysera przy takich budżetach, za to Lindeloff niech się nauczy pisać !

  10. Recka zawodzi tak jak film! Gdzie te nerdowskie ciekawostki, o których można dotychczas poczytać tylko na ZP?
    Ani słowa o nawiązaniach do pierwotnych pomysłów z pierwszego Aliena typu gigantyczny facehugger, piramidka, hieroglify itp.

    A co do samego filmu, to tyle w temacie:
    [url]http://www.youtube.com/watch?v=-x1YuvUQFJ0&feature=player_embedded[/url]

    W kinie miałem minę dokładnie jak gościu z brodą.

  11. Ja ze swojej strony polecam oglądanie filmu w wersji pt. "Prometej" (sorki, nie działa grażdanka – przekażcie moją uwagę comandorowi JJA!). Nie ma tam żadnych wycietych scen, ale za to na obraz nałożono specjalny filtr w stylu VHS, który sprawia, że całości jest minimalnie bliżej do "Ósmego pasażera..".

  12. @Sasquatch i przy okazji Atue: jak będę pisał kiedyś recki do Kuriera Leszczyńskiego, to wspomnę o Gigerze i nawiązaniach do wczesnego Aliena 🙂 Na łamach ZP takie oczywistości mogę sobie odpuścić.

  13. Ja właśnie czytam recki ZP głownie dla tych nerdowskich ciekawostek, nie piszę o oczywistych oczywistościach.

  14. jak to kto? San Marino.

  15. "film z pewnością nie jest bezpośrednim prequelem wydarzeń z Nostromo"

    Bo nie jest. Scott miał w planach jeszcze sequel prequela, ale wszystko zależy od producentów, jeżeli będzie finansowa klapa to poczekamy na bezpośrednio Aliena poprzedząjący film.

    Od początku nie jarałem się zapowiedziami kręcenia "Prometeusza". Czekam na "Wieczną wojnę" Scott'a.

  16. tak sponiewierany tu Paul W.S. Anderson nie nakręcił jedynie AVP a ma na koncie Ukryty wymiar film bardzo udany według mnie i gdyby Scott bardziej sie w niego zapatrzył to pewnie popełnił by lepszy film….

  17. recka dobra, film niestety nie – zawiodłem się maksymalnie klimatem filmu, zero napięcia, bzdura goni bzdurę, naprawdę daleko od 3 pierwszych z cyklu … eh

  18. Nie widziałem filmu, ale recka daje przedsmak rozczarowania. Niestety opinie komandora po obejrzeniu danego dzieła (w moim przypadku) zazwyczaj się potwierdzają.
    Upraszam tylko o nie znęcanie się przy okazji nad Carpenterem. Niestety ponoć niegdyś mocno podpadł szyszkom w holiłudzie, nie chciał chodzić na ich pasku, i teraz może już tylko shity robić, bo to pamiętliwe ponoć gnidy (nie pomnę, po czym to było: po [i]Starmanie[/i], czy [i]Wielkie drace…[/i]; syf już jakiś miał być przy pierwszym [i]Cósiu[/i]). Na początku jeszcze szarpał się i starał – jakoś mu wychodziło: ([i]Oni żyją[/i], [i]Książę ciemności[/i], [i]W paszczy szaleństwa[/i]). A teraz to już tylko niskie budżety i zjazd w dół.

  19. @Moonshine: Odnoszę wrażenie, że "Event Horizon" nakręcił zły brat bliźniak PWSAndersona. Bo tak odstaje od reszty twórczości tego pana.

  20. dobra recka kijowego filmu. nie broni sie jako sf, horror, to po prostu zenada z dobrą obsadą i widoczkami. szkoda że bez sensu, wymęczone i dla lamusów

  21. "ZARDOZ Odnoszę wrażenie, że "Event Horizon" nakręcił zły brat bliźniak PWSAndersona. Bo tak odstaje od reszty twórczości tego pana."
    He he a może i zły brat ale fakt faktem film jest dobry i mimo że reszta odstaje co tez jest faktem ,facet może jeszcze kiedyś zaskoczyć ,tak jak zaskoczył mnie Emmerich swoim Anonymusem ,na plus oczywiscie i teraz jakoś jestem mniej sceptycznie nastawiony do ekranizacji Fundacji a co z tego wyjdzie to się okaże… natomiast Prometeusz szału nie zrobił to juz jest pewne…

  22. Event Horizon był dla mnie zawsze mocno przereklamowany…ostatnio sobie powtórzyłem seans z nastawieniem, że "może jednak jest spoko" i jednak nie…dalej uważam ten film za średni. Ale to tylko moja opinia…

  23. Zgadzam się w całości z Miketem. W porównaniu do pozostałych "dokonań" PWSA błyszczy, ale to nie oznacza od razu ze to dobry film.

  24. Event Horizon jest świetny. Resident Evil jest głupi ale się fajnie ogląda. AvP da się obejrzeć po wyłączeniu mózgu. Prometeusza można obejrzeć jedynie w kategorii: film bez scenariusza ale z 3D z ładnymi zdjęciami i nawiązaniami Aliena.

    rzyg

  25. Od czasu, gdy widziałem Skyline nie spotkałem podobnego shitu w gatunku do momentu, gdy zobaczyłem Prometeusza… Gdyby nie ładne 3D i parę efektów, byłoby mniej, a tak dostał ode mnie 4/10.

    I ta muzyczka… która nie wiedzieć czemu bardzo mi przypominała Star Treki (których, nota bene, jestem fanem)… Koszmar.

  26. Ta – RUR miałem to samo wrażenie. Wszystko przez to ze ten motyw przewodni taki zrobili swojski i przyjemny, jak w TOS'ie.

  27. @RUR Skyline i Event Horizon w porównaniu z Prometeuszem to naprawdę logiczne i wciągające filmy. O logiczności Skyline pisałem na forum, zaś Horyzont Zdarzeń nadal potrafi przestraszyć i ma klimat.

  28. @Bezel – święte słowa. Skyline w porównaniu z Prometeuszem to perełka rzemiosła filmowego. Oczywiście film jest głupkowaty, ale ma parę świetnych scen i nie sili się na "wysokie SF".

  29. O Prometeuszu się nie wypowiem bo nie byłem. Ale co do Event Horizon – to dobry horror, z mrocznym i ciężkim klimatem. Po drugie spójrzcie jakie gówno się nam teraz serwuje pod nazwą horror (Asylum i podobne wytwórnie się kłania) a spójrzcie na horror klasy B sprzed 10 – 15 lat. To co jest teraz nawet nie ma prawa czyścić butów syfowi z tamtych lat.

  30. @Bezel Skyline (2/10 – ten 1 pkt. za atak dron na statek matkę) jest dla mnie koszmarnym shitem, który nigdy nie powinien powstać. Niestety nie doceniłem również Event Horizon (6/10) lecz przyznaję, że akurat ten film, pomimo swych wad, jest lepszy od Prometeusza 😀

    @All Czy ktoś zauważył muzyczny motyw przewodni pierwszego Aliena w momencie, gdy podczas odprawy pojawił się hologram z Weylandem? To kolejne "przykład" na obecność "DNA Aliena" zapowiadanego przez Scotta 😀

  31. Fox potwierdził, że planują sequel na około 2014 – 2015, to chyba wiele wyjaśnia.

  32. Chcę w nim zobaczyć Jezusa-Inżyniera 😀

  33. Sequel prometeshita? Już chciałem powiedzieć że jeden gwałt na alienie wystarczy, ale chyba nie.:|

  34. "Film podobał mi się"
    tego przede wszystkim brakuje w recenzj. Owszem, doopy nie urywa, ale imho Atue oceny wstawił bardziej słuszne niż Pan Komandor.
    Ponadto więcej recków na ZP by się przydało, bo bez nich świat jakich smutny się robi.

Dodaj komentarz