Automata

Viewing 2 posts - 1 through 2 (of 2 total)
  • Autor
    Posty
  • #22021
    Bezel
    Participant

    Fabuła: post-apo – w wyniku rozbłysków na Słońcu doszło na Ziemi do kataklizmu, który zredukował liczbę ludności planety do 21 mln i zamienił jej powierzchnię w radioaktywną pustynię. Ci którzy przetrwali desperacko walczą o przetrwanie w ocalałych miastach i slumsach wokół nich. Wobec braku siły roboczej stworzono armię robotów aby pracowały w ciężkich warunkach zamiast ludzi. Roboty zostały wyposażone w dwa inhibitory kontroli ich zachowań. Pierwszy – robot nie może skrzywdzić żadnej formy życia. Drugi – robot nie może sam siebie naprawiać.

    Postacie: Antonio Banderas gra Jacqa Vaucana – agenta ubezpieczeniowego jednej z korporacji produkujących roboty, który wpada na trop afery samo-naprawiających się automatów. Do jego gry aktorskiej nie można się za bardzo przyczepić i postać grana przez Banderasa wypada wiarygodnie.

    Temat SI i świadomości robotów, zaprezentowano zdecydowanie lepiej niż w Transcendencji. Siłą obrazu jest niewątpliwie sugestywna wizja post-apokalipsy i wszechobecnej beznadziei. Wizja miasta przyszłości niewątpliwie była inspirowana tą ukazaną w „Łowcy androidów” (wielkie hologramy, deszcz itp.). Całość wypada lepiej jako kryminał SF niż filozoficzne SF. Przesłanie tego filmu, może jednym wydać się przygnębiające: to maszyny przejmą schedę po ludzkiej cywilizacji i będą ostatnim reliktem przypominającym o naszym istnieniu na Ziemi.

    Podsumowując: film podobał mi się i go polecam.

    7+/10

    #22066
    kamill
    Participant

    Ano właśnie; zobaczywszy jakie dramatycznie nędzne recenzje zbiera ten film, chciałem napisać tu coś na jego obronę. Ale na to trzeba czasu i samozaparcia. Szczęśliwie wyręczony przez Bezela dodam tyle, że zgodnie z zarzutami krytyków Automata jest owszem wtórna (wszak wszystko o robotach powiedziano już w latach 80) ale skręcona sprawnie i w sumie niegłupia.

    Pierwszy plus zarabia za fajną wizję multikulti miasta przyszłości. Drugi, bo włażąc w buty Blade Runnera jedną rzecz rozgrywa ciekawiej. U Scotta replikanci wyglądają jak ludzie, zachowują się jak ludzie i widz nie ma właściwie innego wyjścia niż się identyfikować. Roboty Ibaneza to blaszane, niezgrabne kukły (robione zresztą przeważnie animatroniką a nie na kompie) przez co jednocześnie budzą niepokój swoją obcością i… coś w rodzaju rozczulenia.

    Minus jest taki, że film w sumie więcej obiecuje niż daje. Korporacyjne grubasy dyskutują o osobliwości, która potem realizuje się w formie… robopsa? Frapujące sceny samobójstwa na placu budowy czy wędrówki przez pustynię sugerują jakiś grubszy fabularny zamot… i znowu nic. Intryga rozwija się po najmniejszej linii oporu.

    Swoją drogą, zastanawiająca jest trwałość motywu sztucznej inteligencji w kinie, skoro wystarczy zamienić dwa słowa z pierwszą lepszą Siri żeby przekonać się że to jeszcze długo nie a potem wcale. Brak innych alegorii posiadania potomstwa? 🙂

    A, jeszcze pół plusa za Melanie Griffith. Jej monstrualnie posztukowana fizys pasuje jak ulał do klimatu futurystycznej bidy z nędzą. Ciekawe czy to był świadomy zabieg ze strony reżysera?

Viewing 2 posts - 1 through 2 (of 2 total)
  • You must be logged in to reply to this topic.